Witam. Oto nowy rozdział, nowego opowiadania, w którym rozdział dawno nie był dodany. Mam nadzieję, że zmiana fabuły spodoba wam się. Więc zanim przeczytacie to, zapraszam na prolog ;) Enjoy!
****
Anglia, centrum Londynu. Dookoła stało mnóstwo blokowisk odnowionych lub nie, a między nimi krążyły tłumy ludzi. Śpieszyli się do prac, do szkół albo szli przed siebie, nie wiedząc dokąd zmierzają. W centrum słychać było szmery rozmów oraz głośne dźwięki klaksonów zniecierpliwionych kierowców, niemogących wytrzymać stania w korku. Na ulicy co poniektórzy usłyszeli krzyk dochodzący z otwartego okna nowego, beżowego bloku…
- Malfoy, kurwa! – wrzasnął Potter, odziany jedynie w ręcznik, przepasany na biodrach. Spod stopy wyjął metalowy przedmiot, który okazał się pęsetką. Wyciągnął to przed siebie, na długość ręki. – Co to? Co to, kurwa, jest? – machał nią przed twarzą blondyna.
Ten zaś spokojnie, wyjął mu pęsetę z ręki i zaczął mówić jak do idioty:
- To jest sprzęt nazywający się pęsetą, służy on do regulowania brwi lub wyrywania zbędnych, pojedynczych włosków z twarzy.
- To, to ja wiem! Ale co to tu robi, w dodatku na podłodze!?
- No chyba nie myślisz, że te brwi same się uregulują. – powiedział, pokazując na nie.
Harry w odpowiedzi warknął coś cicho i sięgnął po swoją kawę, mówiąc:
- Piękniś.
Malfoy odwrócił ku niemu głowę.
- Co proszę?
- Piękniś! Ubierasz się w najdroższe garnitury, we włosy wklepujesz chyba z pięć odżywek i do tego jak ostatnia baba regulujesz sobie brwi. To nie jest normalne moim zdaniem. – powiedział Harry, czekając na reakcję.
- Po prostu dbam o siebie. W ogóle, co cię to interesuje. Moje ciało, moja sprawa. Chyba, że… - zaczął chłopak, zbliżając się do współlokatora. - … Cię kręcę. – zakończył, stojąc zaledwie metr od bruneta.
Patrzyli sobie w oczy, czując coś dziwnego. I to nie jest związane z byciem aż tak blisko siebie. Uczucie jakby déjŕ vu. Cała sytuacja wydawała się znajoma. Te oczy, ta bliskość…
- Czy my się już kiedyś nie spotkaliśmy? – zapytał Potter, jeżdżąc wzrokiem po sylwetce blondyna. Był zgrabny. Mimo lekkiego wcięcia w pasie, jak u kobiety, nie odbierało mu to męskości. Biała, delikatnie opinająca ciało, koszulka idealnie leżała na chłopaku. Było przez nią widać lekkie zarysy mięśni. Z powrotem spojrzał na twarz. Wydawała się taka znajoma, lecz za cholerę nie mógł sobie przypomnieć skąd ją zna.
Zdumiony Malfoy, patrzył wielkimi oczami na bruneta.
- Co?
Harry wyślizgnął się spod chłopaka i kierując się w stronę łazienki, mruknął:
- Nie ważne.
Wszedł do toalety, po czym zamknął za sobą drzwi. Oparł się o drzwi, szukając wzrokiem czegoś w pomieszczeniu. W końcu znalazł. Podszedł do parapetu, sięgając zza wazonu różdżkę. Dobrze, że Malfoyowi nie zachciało się do łazienki, bo by ją znalazł i byłaby lipa. W świecie czarodziejów prócz używania magii w obecności mugolów, zabronili także uświadamiać czymże ona jest i pokazywanie magicznych artefaktów. Za te przewinienia również wprowadzili surowsze kary. Przestępców za praktykowanie magii i opowiadanie o niej w towarzystwie mugoli, karzą zabraniem różdżki oraz zdolności czarowania, pozostawiając w azkabanie na dobre 10 lat. Chęć panowania nad zwykłymi ludźmi całkowicie opanowała teraźniejszego Ministra Magii, Korneliusza Knotta.
Harry parsknął cicho. Przypomniały mu się czasy Hogwartu. To jak Knott obawiał się o swoje stanowisko, że Dumbledore mu je zabierze. Głupota! Albus’owi nie było w głowie zabieranie posady Korneliuszowi. Wolał swoją starą pracę… Bycie dyrektorem Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Kochał dzieci i wszystkich pracujących tam nauczycieli, i nie chciał się z nimi rozstawać. Przynajmniej tak mówił… Ale mógł go o to zapytać. Po ukończeniu szkoły przez Pottera, mężczyźni zostali dobrymi przyjaciółmi. Jeśli jeden z nich czegoś potrzebował, zwracał się do drugiego. Harry pamiętał jeszcze swoje przygody z Hermioną i Ronem. To były niesamowite przeżycia. Najlepiej z nich pamiętał pająki w Zakazanym Lesie oraz… Walkę z Voldemortem. Pamiętał co czuł w momencie złączenia się rdzeni ich różdżek. Ten śmiertelny strach, że zginie, że zawiedzie wszystkich, że… Właśnie. Że? O tym zapomniał. A może o kimś? Ta walka jest po części pusta… Zapomniana. Tak jak wszystkie lata w szkole. Po przyjeździe na peron Hogwartu, udali się nad jezioro, przez które przepłynęli łodziami. Następnie weszli do szkoły, gdzie powitała ich profesor McGonagall, poszła gdzieś. Podczas jej nieobecności rozmawiał z Ronem a potem… Biała plama. Nic nie pamiętał… Po tym weszli do Wielkiej Sali, gdzie odbyła się ceremonia przydziału. Albo moment Turnieju Trójmagicznego. Poszedł powiedzieć Cedrik’owi jakie jest pierwsze zadanie, następnie spotkał Rona z którym był skłócony. Kolejna biała plama. Dalej już nic nie pamiętał do chwili rozmowy z profesorem Moody’m w jego gabinecie. Chociażby wtedy myślał, że był to mężczyzna, za którego go uważał… Wiele jeszcze było takich wspomnień, gdzie było od groma luk. I jeszcze ten Malfoy… Skądś go znał, kojarzył, ale za nic nie mógł sobie przypomnieć skąd.
Jak przez mgłę słyszał walenie i krzyki do drzwi. W końcu ocknął się i otworzył je. Ujrzał za nimi rozzłoszczonego blondyna.
- Co ty tam, do cholery, robiłeś? – zapytał niebieskooki, przytupując nerwowo nogą.
Harry uśmiechnął się kpiąco, patrząc prosto w oczy Draco.
- Na pewno chcesz wiedzieć, Malfoy? Wiesz, mogę ci pokazać. – złapał za kant ręcznika, chcąc go zdjąć. Co jak co, ale ciała się nie wstydził. Po męczących ćwiczeniach na siłowni i jakże przyjemnych oraz wyczerpujących stosunkach z kobietami, nabrał mięśni. I to jakich…
Blondyn przejechał go dziwnym spojrzeniem od stóp do głów, aż w końcu zatrzymał się na twarzy.
- Chyba śnisz. Raczej nie lubię oglądać małych eksponatów, wolę większe. I jeszcze nie chcę stracić wzroku. – zakończył z kpiną niebieskooki, odwracając się szybko, starając ukryć swój rumieniec. Dlatego nienawidził swej cery! Niby taka wyjątkowa, blada, ale nawet najmniejszy rumieniec się na niej nie ukryje.
- Nie wiesz co tracisz. – powiedział Harry, zauważając coś w tylnej kieszeni chłopaka. Czyżby… różdżka?
Nie, to niemożliwe. Gdyby był czarodziejem to pamiętałby go ze szkoły! Ale nie. Nie pamięta. A jak nie, to znaczy, że nie było go tam.
Nagle na szyi chłopaka łańcuszek zacisnął się lekko. Instynktownie złapał się za niego. To był magiczny wisiorek, ale dokąd sięgał pamięcią to nie zachowywał się tak... Od chwili kiedy go dostał, nie zdejmował go z szyi. Jeśli dobrze pamiętał, to magiczne właściwości objawiały się wtedy, gdy było się w pobliżu osoby, którą darzymy... silnym uczuciem... - pomyślał Harry. Oparł się o stolik koło drzwi łaźni, od nagłego bólu głowy. W myślach widział scenkę, kiedy otrzymał naszyjnik.
Były jego urodziny... Stał w wielkim zielono-srebrnym pokoju przed oknem, wpatrując się, z lekkim uśmiechem, w widok za nim. Stał tak myśląc, kiedy się zjawi oczekiwana przez niego osoba. Chwilę potem owa postać objęła go ramionami w pasie, całując lekko szyję. Odwrócił się twarzą do osoby, lecz... chłopak, nim okazała się ta postać, był rozmazany... Nie pamiętał jego twarzy... Ani imienia. Nic, nawet głosu. Niczego nie słyszał, ale wiedział co on mu mówi.
- Dzisiaj są twoje urodziny, Harry. Żeby ci podziękować za te wszystkie chwile, w których byliśmy razem, gdzie mnie i moje humorki znosiłeś i wiele, wiele innych, lecz za dużo do wymieniania, tych mych cech wspaniałości. - zaśmiał się chłopak. Oczywiście nie słyszał tego, ale po sylwetce, można było się domyśleć. Gdy przeszła mu faza śmiechu, zza pleców wyjął małe, podłużne pudełeczko. Potter sięgnął po nie, otwierając. W środku na zielonej poduszeczce, leżał złoty łancuszek z zawieszką w kształcie węża. Zwierze było oplecione głową wokół wisiorka, zaś ogon był wygięty w kształt litery S. - To jest łańcuch uczuć. Jego moc polega na ciągnięciu swych właścicieli do drugiej połówki oraz na informowaniu ich o wyrządzanej krzywdzie bądź śmierci ukochanej osoby. Ale to nie wszystko. Na przykład znajdujesz się w tłumie i szukasz mnie. Naszyjnik poruszy się w tą stronę, po której jestem ja. Mój uczyni to samo. By to wszystko się ziściło, potrzeba dwóch łańcuszków. Ja mam drugi. - powiedział, wyjmując z pod koszuli taki sam naszyjnik. Wziął drugi z ręki Harry'ego, zawieszając mu go na szyi. - Chodź tu. - mruknął, przyciągając go za rękę. Ich identyczne łańcuszki, połączyły się w całość, tworząc wężowe serce, mieniące się zielenią i złotem, ukazując niesamowity widok dla obu chłopców.
- Kocham Cię... - szepnął Potter, zatapiając usta w delikatnym pocałunku z kochankiem...
To wspomnienie, jak wiele innych było nie pełne. Harry gorączkowo starał sobie przypomnieć wszystkie lata Hogwartu. Każde wspomnienie, każda myśl była połowicznie pusta lub osoba, jedna osoba miała zamazaną twarz! Teraz dopiero zdał sobie sprawę z tego, że ktoś mu kiedyś grzebał w myślach. I nie spocznie dopóki nie dowie się, kto tym osobnikiem był!
Nie zdając sobie sprawy, z tego, że włosy mu magicznie falują od nagłego napływu emocji, a łańcuch na jego szyi coraz mocnej się zaciska z powodu...
Zapowiada się na ciekawe opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńczekam na kolejną notkę