Uwaga!

Witam wszystkich stałych i nowych czytelników . Blog jest o tematyce Yaoi , czyli związku psychicznym jak i fizycznym między dwoma mężczyznami . Jak ci się coś nie podoba to w prawym górnym rogu jest krzyżyk , kliknij go sobie . Blog prowadzony jest przez Kostosię i Saori121.

Kontakt z Saori121 : E-mail : saori121@onet.pl GG: 6019041

Powiadamiamy o nowych notkach tylko na gg , więc w komentarzu podaj numer .
o tyle dziękuje .

czwartek, 29 marca 2012

Życie nie ma happy end'u? cz.15

W ramach długiego nieopublikowania żadnej notki, dodaję jeszcze rozdział Życia! :) Enjoy!
***

Dotarł pod lochy zdyszany. Biegł do gabinetu nietoperza, na odrabianie szlabanu i nie mógł się spóźnić, choćby sekundę. Aż strach myśleć, co by było gdyby nie przybył na czas. Spojrzał na zegarek. Zostało mu jakieś… 15 sekund. W głowie odliczał czas i korzystając z niego starał się wyrównał oddech, by mężczyzna nie poznał, że o mały włos dotarł by tu za późno. 5, 4, 3, 2, 1… I w gabinecie czarnowłosego rozległo się pukanie. Na zewnątrz słychać było głośne kroki oraz suwane meble. Drzwi przed chłopakiem zostały zamaszyście otwarte, a w nich stanął najgorszy koszmar tej szkoły. Severus Snape. Niegdyś pośmiewisko całego Hogwartu a teraz najstraszniejszy nauczyciel. W latach jego nauki poniżany był przez ojca Harry’ego, James’a Pottera. Severus chcąc zemścić się za wyrządzone mu krzywdy, stara się uprzykrzyć życie Wybrańcowi. Dlatego młodzieniec nie spodziewał się lekkiej kary za pyskowanie.
Snape trzepocząc szatami wszedł do wnętrza jego komnat. Ogień w kominku jako jedyny oświetlał pomieszczenie. Światło z niego padało na podsunięty, pod ścianę, stół, na którym leżało mnóstwo buteleczek z eliksirami do sprawdzenia oraz stosy kartkówek i sprawdzianów. Logicznie myśląc, będzie tu siedział Snape. Zaś pod przeciwną ścianą stał ogromny, brudny kocioł. Pół biedy gdyby zabrudzenia były świeże. Ale nie. Żeby utrudnić sprawę, Snape zadbał o to by były zaschnięte. Koło kotła, na ziemi leżał mały zmywaczek i jakiś płyn. Czyżby miał to czyścić ręcznie? No chyba go pogrzało! 
- Widać, że zauważyłeś co masz dzisiaj zrobić. Masz na to dokładnie… Godzinę. Do roboty! Już! – wrzeszczał czarnowłosy, siadając do stołu, biorąc biuro w dłoń, by potem sięgnąć po pierwszą kartkówkę. Po jego minie można było wywnioskować, że praca była fatalnie napisana. 


Harry podszedł do kotła. Ze skrzywioną miną, sięgnął po zmywaczek i nalał na niego płynu. Stojąc tak nad naczyniem, myślał skąd ma wziąć wody do mycia. Odwrócił się nieśmiało w stronę nauczyciela, mówiąc:
- Profesorze, a skąd mam wziąć wodę by namoczyć kocioł? – zapytał cicho.
- Gdybyś był mądrzejszy to byś wiedział, że jak nie przygotowałem jej dla ciebie, to będzie zbędna.
- A-ale jak ja mam to umyć bez wody?! – wykrzyknął zły.
- Normalnie, Potter. Żyłeś wśród mugoli, więc powinieneś wiedzieć, że można umyć naczynia bez użycia wody. Zapomniałem. Przecież jesteś tak samo tępy jak twój pieprzony tatuś. – wysyczał Snape, podchodząc do chłopaka.
- Nie obrażaj mojego ojca! Nie masz prawa! 
- Mam prawo, tak jak i on miał niby prawo poniżania mnie! Twój ojciec był zwykłą, parszywą, zakłamaną suką! 
- Skąd pan może to wiedzieć!? Nawet się z nim profesorze nie przyjaźniłeś! 
- Koniec Potter! Nie pyskuj, bo zwiększę Ci szlaban i utrudnię, tak, że nie starczy ci czasu i sił na nic innego , jak tylko moje kary! Bierz się do roboty, bo obiecuję, że zrobię jak powiedziałem! 
- Oczywiście, profesorze. – wydusił Harry zza zaciśniętych zębów. Chwycił na powrót zmywaczek w dłoń, zaczynając szorować kocioł. Zaschnięty brud nie był łatwy do zmycia, więc chłopak trochę się zmęczył. Przetarł nadgarstkiem pot z czoła, wzdychając ciężko. Merlinie, co on w tym gotował? Tak to śmierdzi, że śmiem myśleć, iż to były rzygi trolla! Ohyda! Myślał Potter. Ledwo powstrzymał odruch wymiotny, musząc włożyć głowę do środka. Wolał zacząć od najgorszego miejsca, czyli dna. Nagle wpadł na pomysł. Snape jest zajęty sprawdzaniem prac, więc nie zauważy jak użyje zaklęcia. Na szczęście umiał wykonywać magię niewerbalną. Sięgnął po cichu do kieszeni po różdżkę. Wyciągnął ją bezszelestnie. W momencie kiedy wypowiadał w myślach zaklęcie, z hukiem do klasy wpadł Malfoy. Zaalarmowany hałasem Harry odwrócił się błyskawicznie w stronę drzwi, mentalnie wypowiadając do końca formułkę niewerbalnego oraz kierując przypadkiem różdżkę w stronę Snape’a. Woda chlusnęła mu prosto w twarz. Mokry Severus ze złością odwrócił głowę, patrząc z furią na chłopaka. 
- Ty nędzny szczurze! – wrzasnął.
- Echem, przypominam, że właśnie wszedłem do twoich komnat Severusie. – chrząknął Draco. Patrzył beznamiętnym wzrokiem na swojego opiekuna. – Chciałem prosić, byś dzisiaj darował Potterowi jego szlaban, a następne niech odrabia u mnie. Będę z nich pisał sprawozdanie jeśli zechcesz.
- Tak! Bierz tego cholernego dzieciaka i znikajcie mi stąd! 
- Przepraszam, że się wtrącę, ale zostaję tu. Wolę szlabany u profesora Snape’a. – powiedział Harry, krzyżując ręce na piersi. Po tym co wykrzyczał Draco w twarz, nie chciał z nim gadać. Nie, nie dlatego, że się obraził. Nic z tych rzeczy! Tylko… czuł się zażenowany, że coś takiego mu powiedział. Przecież każdy kocha. On nie jest wyjątkiem. Nawet nie wiedział, czemu tak zareagował na obrazę Rona. 
- Nie masz tu nic do gadania! Ruszaj swój odwłok i wynoś się stąd! – wyganiał bruneta Snape.
Harry wstał pośpiesznie i wybiegł z gabinetu, nie chcąc dostać żadną klątwą. Kto jak kto, ale on był do tego zdolny. Stanął pod ścianą, znajdującą się naprzeciwko drzwi. Czekał na Draco. 
Blondyn w końcu po 5 minutach wyszedł z gabinetu. Stał chwilę pod drzwiami, patrząc niepewnie na Harry’ego. Wreszcie przemógł się i podszedł do chłopaka. Stał blisko. Bardzo blisko. Oboje patrzyli sobie w oczy. Stali w ciszy. Niekrępującej ciszy. 
- Jesteś na mnie zły? – zapytał Potter, przerywając milczenie.
- A wyglądam na takiego? – odpowiedział pytaniem Draco, uśmiechając się delikatnie.
- N-nie.
- Więc nie jestem zły. – zaśmiał się lekko blondyn, zauważając w oczach bruneta błysk radości. Kochał te oczy. Ten ich blask kiedy był wesoły, smutny, zły, gdy płakał, krzyczał, uśmiechał się… Są wyjątkowe. Ich wielkość i butelkowy kolor. Nie jedna kobieta a nawet chłopak mu zazdrości. 
- To co wtedy powiedziałem, to nie prawda. Każdy kocha i to na swój pokrętny sposób. Ty nie jesteś wyjątkiem. Może kochasz, może nie. To nie mój interes. 
- Mylisz się. Twój. 
- Niby czemu? – zapytał, unosząc brwi do góry, w geście zdziwienia. 
- Jesteś moim przyjacielem, powinieneś wiedzieć takie rzeczy.
- To znaczy, że Pansy i Blaise’owi też o tym mówisz. – stwierdził Potter, patrząc na usta Dracona, które były blisko jego. Są one takie… Kuszące. Jego usta nie były ani za małe, ani za duże. Tylko idealne. Górna i dolna warga, były jednakowej wielkości. Żadnego śladu popękanej, choćby jednej, części ust. Pewnie używał wazeliny czy błyszczyku. Haha, paniczyk. Na powrót spojrzał w oczy blondyna, uśmiechając się lekko.
- Nie. Im wyjątkowo nie. Nie widzę potrzeby, by wiedzieli o takich rzeczach. – odpowiedział, po chwili namysłu. 
- Haha, czemu? – zaśmiał się brunet.
- Nie wiem jakoś tak. Oj tam! Nie ważne. – powiedział Malfoy, napuszając się. 
Teraz Harry śmiał się w głos, na widok jego miny. Po chwili patrzenia na Pottera jak na idiotę, który uciekł z wariatkowa, dołączył się do niego. Zaraz jednak się uspokoili. Harry patrzył na każdy detal postaci blondyna, by w końcu znów dotrzeć do ust. Nie mogąc się już dłużej powstrzymywać, sięgnął dłońmi do jego  twarzy, przyciągając Dracona do pocałunku. Gorące wargi złączyły się ze sobą. Fala ciepła rozeszła się po ciałach chłopców. Oboje znali to uczucie, czekali w zniecierpliwieniu od dawna, by znowu to poczuć. W końcu pocałunek przerwał Harry. Z lekkimi rumieńcami odezwał się: 
- Przepraszam Draco. T-to nic nie znaczy. Przepraszam. 
Malfoy usłyszał słowa bruneta, lecz nadal nie otwierał oczu, rozkoszując się pozostawionym smakiem ust Pottera. Czuł… Czekoladę pomieszaną z miętą i… mandarynkami? Uwielbiał je. I zaczyna je coraz bardziej lubić, wiedząc, że chłopak nimi smakuje. 
- To co? Idziemy odrabiać ten szlaban? – odezwał się cicho Potter. 
- Tak, jasne. – odpowiedział lekko zawiedziony chłopak. Nic nie znaczy… Może dla Harry’ego nic, ale dla niego wiele. 
Ruszyli w stronę jego dormitorium, wesoło rozmawiając, nie czując już skrępowania incydentem, który miał miejsce przed chwilą. 


----- 


Snape siedział podenerwowany w gabinecie, sącząc ze szklanki Whiskey. Jeszcze złość mu nie przeszła od szlabanu Pottera. Cholerny dzieciak! Taka sama sierota jak Black. Są siebie warci. Jaki ojciec chrzestny taki i chrześniak. Argh!  Na samą myśl o łapie ogarnęła go większa wściekłość. Trzymaną w ręku szklankę obracał, by po chwili rzucić nią z całej siły w ścianę. W tym momencie pojawiły się dwa skrzaty. Jeden wziął się za sprzątanie rozbitego szkła, a drugi nieśmiało podszedł do niego z małą fiolką eliksiru trzeźwiejącego. 
- Panie… - odezwało się cicho stworzenie. 
- Czego chcesz? – warknął na nie. 
- Mam za zadanie, przekazać panu, że dyrektor Albus Dumbledore wrócił do Hogwartu i chce pana zaraz u siebie widzieć. Żeby zapobiec pańskiej kompromitacji, pozwoliłem sobie, przynieść eliksir trzeźwiejący. – zakończył, podając Snape’owi fiolkę. 
- Mądrze. A teraz znikaj. – pochwalił. Jednym haustem opróżnił buteleczkę, czując, że trzeźwieje. Wszedł do kominka, sypnął proszkiem Fiu i wykrzykując miejsce przenosin, zniknął. 


Pojawił się w dużym kominku. Strzepując popiół z szaty, patrzył na dyrektora. 
- Witaj Severusie. Musimy porozmawiać. Wiesz o czym. Zapraszam. 




Koniec cz. 15 


CDN

1 komentarz:

  1. świetna notka , trochę smuto, że Harry próbuje oszukać swoje uczucia raniąc w ten sposób Draco . Czekam na następną notką.

    OdpowiedzUsuń