Witam wszystkich po tak długiej przerwie w pisaniu! Dzisiejsze opublikowanie jest notką świąteczną. Wiem, że dzień wcześniej, ale nie będę miała czasu jutro wstawić. Chciałabym wam jeszcze przed czytaniem opowiadania, życzyć Wszystkiego najlepszego z okazji świąt Bożego Narodzenia oraz byście spędzili je w gronie ludzi bliskim waszemu sercu a także pysznej kolacji wigilijnej, wspaniałych prezentów i zajebistego Sylwestra! ;D Teraz, zapraszam do czytania!Saori121
oOoOoOoOoO
- Cholera! Co ze mnie za idiota! – krzyknął Malfoy, po wybiegnięciu Pottera z klasy.
Podszedł do lustra i dotknął jego tafli.
- Chciałbym wiedzieć co tam zobaczyłeś Harry …
Odsunął się od zwierciadła, myśląc o własnej głupocie. Wyszedł z sali, kierując się do pokoju prefekta. Po drodze – na jego nieszczęście – wpadł na Rona.
- Ooo… Patrzcie, kogo moje biedne oczy widzą! Wiewióra.
- Stul pysk Malfoy, bo tak ci twarz przemebluję, że się nie pozbierasz! – Warknął Weasley, zaciskając pięści.
- No dawaj rudzielcu. Wątpię, by ci Potter pozwolił. Chociaż, gdyby to mi zabraniał, miałbym go w dupie, a ty przecież chłopaka kochasz! Jakież to romantyczne! Aż się wzruszyłem!
- Ty skurwysynu! – Wrzasnął Ron, rzucając się na Malfoya. Lecz blondyn był szybszy i wyciągnął różdżkę. Jak na zawołanie, rudzielec zatrzymał się.
- Ty, Weasley, chyba nie wiesz z kim zaczynasz. Ja z rzuceniem zaklęcia się nie zawaham, wręcz przeciwnie, zadbam by było odpowiednio bolesne. Więc rusz swój zawszony tył i wracaj wypłakać się w ramię Potterowi, co ci ten zły Malfoy zrobił. – zakończył szyderczo.
-Jeszcze Cię kurwo dorwę! – powiedział na odchodne Weasley.
Draco schował, z ciężkim westchnieniem, różdżkę z powrotem do kieszeni. Ruszył wolnym krokiem do swojego pokoju. Rozglądał się dookoła i widział wszystkich szczęśliwych, uśmiechniętych wraz ze swoimi przyjaciółmi. Dźwięki radosnych rozmów oraz śmiechów, denerwowały go bardziej niż zwykle. Oni są szczęśliwi a on nie. Zrozumiałe, że oni mogą być, ale czemu aż tak? Pokręcił głową z politowaniem. Merlinie, jaki on jest żałosny. Zabraniać innym szczęścia… Phi! Głupota.
Odgłosy wszelkich rozmów zaczęły maleć, aż w końcu całkowicie ucichły. Doszedł do lochów. Wypowiedział hasło, po czym wkroczył do salonu wspólnego, a zaraz po tym skierował swe kroki do prywatnego dormitorium prefekta. Ale nie. Po co bez żadnych powikłań, dojść do niego? Toż tak nie można. I tak sądzi nasza „słodka” Pansy!
- Draco! Kochanie! – zaszczebiotała, przyklejając się do jego ramienia.
- Czego chcesz, Parkinson? – odparł w odpowiedzi chłopak. Miał już dość jej, tego dnia i wszystkiego co stanęło mu dziś na drodze.
- Gdzie byłeś? Szukałam Cię.
- Nie twój zasrany interes! A teraz, z łaski swojej, puść mnie i daj mi wejść do mojego dormitorium, bym mógł odciąć się od tej głupiej rzeczywistości! – krzyknął dziewczynie w twarz. Ona przestraszona, zostawiła go i odbiegła. Gdyby to tak zawsze działało to byłby raj. Wypowiedziawszy hasło, wszedł do pomieszczenia. Zamknął drzwi, po czym zdjął szatę wierzchnią i rzucił się na łóżko. Leżąc tak, rozmyślał o tym co zrobił. Mógł pomyśleć, że on go nie kocha. Ale nie…
Wypuścił ciężko powietrze, gdy nagle go olśniło, w czego posiadaniu jest. Sięgnął do tylnej kieszeni i wyciągnął złożony pergamin. Mapa huncwotów! Zapomniał oddać Harryemu. Chociaż to lepiej. Przynajmniej poobserwuje, co chłopak robi.
Wziął różdżkę w rękę i wypowiedział formułkę, przytykając patyk do pergaminu. Na papierze pojawiła się mapka wraz z wieloma nazwiskami. Draco spojrzał na obrazek wieży Gryffindoru, lecz Pottera tam nie było. Przejechał różdżką po całej mapce, napotykając etykietkę z nazwiskiem Harryego pod portretem do … lochów. Malfoy spoglądał zdziwiony na przedmiot, trzymany w ręku. Zamiast pójść do niego i z nim pogadać, to leży w łóżku oraz patrzy jak głupi na mapę. W końcu ikona szybko się oddaliła od wejścia do Ślizgonów. Jedno pytanie ciągle krążyło mu po głowie. Po co tu przyszedł? Prędko odpowiedzi na to nie uzyska.
Złożył mapę, odkręcił się na plecy i nękany myślami o Potterze, zasnął …
***
Dzisiaj właśnie kończy się drugi tydzień, odkąd Harry zaczął unikać Malfoya. Minął on przepełniony nudą, samotnością oraz ciągłą nauką. Mimo tego, iż jest wybitnym uczniem, to już ma po dziurki w nosie tych wszystkich lekcji. Praca domowa bardziej go denerwuje niż zawsze, sprawdziany także. Wcześniej było lepiej. Harry pomagał mu zapomnieć o wymaganiach szkoły oraz o wielu irytujących ludziach, w czym byli również ślizgoni. Jedynym plusem tego jest to, że widuje Pottera na śniadaniach i lekcjach. Wpatruje się w niego, uporczywie doszukując jakichkolwiek uczuć… Lecz poprzez ignorancję Harryego do jego osoby, nie potrafi go rozszyfrować, gdyż nie wiadomo czy obecna mimika twarzy chłopaka jest wywołana przez zajęcia, czy może przez niego.
Teraz szedł szybkim krokiem, chcąc dogonić Wybrańca. Skręcając w korytarz, wykrzyknął jego imię. Chłopak, jakby nie słysząc, szedł dalej. Nagle przed Malfoyem pojawiła się czarna mgła, charakterystyczna dla … sługusów Voldemorta. Mgła zgęstniała, a kilka milimetrów od twarzy Dracona, ukazała się głowa … Saori, której oczy mieniły się czerwonym blaskiem. Usta rozszerzyła w ohydnym uśmieszku, po czym wysyczała…
- Zossstaw Goo w spokoju, on jesst mój, niegodziwcze!
Lecz w ułamku sekundy, padła na ziemię, trafiona drętwotą. Chmara dymu opadła, a za nią ukazał się Harry, z wyciągniętą przed siebie różdżką. Spoglądali na siebie, jak zaczarowani, aż niespodziewanie Shelyang, podniosła się do góry i podleciała do Pottera, łapiąc go za ramiona.
- Już wiesz kim jestem… To jeszcze nie koniec! Czarny Pan wygra tą wojnę, zabijając cię… Już wkrótce! – wykrzyknęła, po czym zniknęła …
Koniec cz. 11
CDN