Uwaga!

Witam wszystkich stałych i nowych czytelników . Blog jest o tematyce Yaoi , czyli związku psychicznym jak i fizycznym między dwoma mężczyznami . Jak ci się coś nie podoba to w prawym górnym rogu jest krzyżyk , kliknij go sobie . Blog prowadzony jest przez Kostosię i Saori121.

Kontakt z Saori121 : E-mail : saori121@onet.pl GG: 6019041

Powiadamiamy o nowych notkach tylko na gg , więc w komentarzu podaj numer .
o tyle dziękuje .

czwartek, 8 listopada 2012

Od łóżka, poprzez łańcuch, do... twych ramion. cz.2


... Z powodu pewnego blond włosego chłopaka, który zbliżał się do niego. Łancuch zacisnął się na szyi bruneta na tyle mocno, by praktycznie całkowicie odciąć mu dopływ powietrza do płuc. Otrząsnął się ze swoich morderczych myśli, patrząc na Draco, który znajdował się troszkę za blisko. Harry instynktownie cofnął się w głąb łazienki, dzięki czemu, naszyjnik przestał go uciskać. Przez bliskość Malfoya, brunet uspokoił się z czym magia przestała wokół niego emanować. 
- Powiesz mi łaskawie co ty odwalasz? Po kiego ciągle podchodzisz do mnie? Czy ja o czymś nie wiem? Pedał jesteś? - zapytał Potter, patrząc się na blondyna jak na ufo, oddychając głęboko. Coś dziwnie jego ciało reagowało na bliskość chłopaka, naszyjnik także. Niemożliwością było by ten narcystyczny, egoistyczny Draco Malfoy okazał się jego drugą połówką. Również nią było to, że Harry jest gejem! To wspomnienie musiał ktoś zmienić... On nigdy by nie powiedział chłopakowi słowa kocham, ani pocałował. Zwłaszcza tego elegancika. Lecz coś, głęboko w środku, zaprzeczało myślom chłopaka. Mówiło mu cichutkim głosikiem, by zbliżył się do blondyna, by... pokochał go... na nowo? Czemu tak pomyślał? Na nowo? Toż to niemożliwe by go kiedyś kochał! By w ogóle go kochał!
- Licz się ze słowami, Potter. - warknął Malfoy. - Podszedłem do ciebie, bo jak mówiłem to nie reagowałeś, tylko jak ułomny, wpatrywałeś się przed siebie. Nagle dziwnie się zacząłeś zachowywać, więc zatrzymałem się i przypatrywałem, co będzie dalej. A pedałem to możesz być ty. Wiesz, normalni ludzie nie proponują tejh samej płci, oglądanie swojego interesu. - zakończył, patrząc sugestywnie na ręcznik na biodrach bruneta.
- Pierdol się! Mam cię dość, mimo tego, że mieszkasz tu od wczorajszego wieczoru! Gdyby nie Naomi, już byś wylądował pod mostem! I nawet tam pasujesz. Z prędkością światła znajdziesz sobie tam przyjaciół takich jak ty. Czyli obskórnych, śmierdzących meneli!
- Oh tak?! Ty nawet na menela nie pasujesz! Jesteś nikim! Nie ma tak niskiego progu społecznego! - krzyknął Draco, zaciskając pięści ze złości, powoli zbliżając się do chłopaka, który czynił to samo.
- Odszczekaj to, psie!
- Przepraszam, ale nie zaliczam się do twojej rasy, by móc to odszczekać. - powiedział niebieskooki, starając się brzmieć spokojnie. 
- Wiesz co? - zaczął Potter, ze śmiercionośnym błyskiem w oku, stając zaledwie 5 centymetrów od blondyna. - Możesz mnie pocałować w... - niedokończył, gdyż przerwał mu Draco.
- Jak sobie życzysz. - powiedział twardo Malfoy, z tajemniczym uśmieszkiem na ustach. Złapał go za ramiona i przyszpilił do najbliższej ściany. Zagrodził mu drogę ucieczki rękami, które przyłożył po obu stronach jego bioder. Spojrzał brunetowi w oczy, widząc strach.
- C-co ty robisz? - zająknął się Harry, patrząc to w oczy chłopaka, to na usta. Czyżby...?
- Mam zamiar spełnić twoje życzenie, Potter. - odpwiedział, owiewając ciepłym oddechem jego policzek.
- Na Merlina, przecież nie o to mi chodziło! 
- Tak? Hmm, nie usłyszałem. Coś mi się wydaje, że czegoś niedopowiedziałeś. - odparł, udając, że nie wie o co chodzi chłopakowi.
- Malfoy... Ani mi się... - ponownie nie skończył tego, co chciał powiedzieć, ponieważ został uciszony ustami blondyna. 
Draco złapał chłopaka za szyję, lekko dociskając go do ściany i pogłębiając pocałunek. Harry był bierny, walcząc z natłokiem przybyłych doznań oraz uczuć, lecz po chwili dał się ponieść i zaczął oddawać. Ich języki złączyły się w namiętnym tańcu, walce o dominację nad drugim. Chłopak nie myśląc co robi, przyciągnął niebieskookiego bliżej siebie. Tamten zaś złapał go za nogi, biorąc na ręce. Harry nim się spostrzegł został bez koszulki, a jego nagi tors był obcałowywany przez Malfoya. Gdy poczuł, że jego członek reaguje na te pieszczoty, zrozumiał co się dzieje. Dał się pocałować chłopakowi i nie był bierny! Ale to takie przyjemne... - pomyślał, lecz szybko się za to skarcił.
- D-dra... Malfoy... - powiedział cichym, zachrypniętym głosem, szybko poprawiając swoją pomyłkę. 
Lecz chłopak jakby go nie słyszał. Spojrzał na niego zamglonym wzrokiem, by potem wbić się w jego usta. Harry zamknął oczy z przyjemności, myśląc, że już kiedyś czuł coś takiego, jak teraz... Tą niewyjaśnioną błogość, szczęście, pragnienia tego więcej i więcej, na okrągło, by się nigdy nie skończyło... Złapał Draco za ramiona i odsunął od siebie, z cichym westchnieniem. Starał się przybrać stanowczy, zły wyraz twarzy, chociaż jak na razie nie wychodziło mu. Zaprzestając dalszych prób, zszedł z rąk chłopaka. 
- Nie. Rób. Tego. Więcej. - powiedział zza zaciśniętych zębów. Mówił to z opuszczoną głową, niechcąc by Malfoy spojrzał mu w oczy, w których czaiła się dziwna chęć na więcej... Czemu blondyn wzbudził w nim takie uczucia? Czemu on a nie jakaś seksowna brunetka? Odszedł od chłopaka stając przy swoim łóżku. Nie był jakimś gejem. Nie chciał. Zawsze bywał z kobietą, którą się podniecał, a nie mężczyzną. Nigdy żaden osobnik płci męskiej mu się nie podobał. A Malfoy? Od tego pocałunku prawie mu stanął. Serce przyśpieszyło swe bicie, a przyjemność była taka duża, że chciał go tu i teraz! Czemu? Nie umiał sobie na to odpowiedzieć... Nie wiedział co o tym myśleć. Złapał się za łańcuszek, który świecił się zielenią i złotem, lecz chłopak tego nie zauważył. Zwykle, gdy coś go mocno gnębiło, lub martwiło, obracał go w dłoni, szukając najlepszego wyjścia z danej sytuacji. Ale teraz... Nie ma rozwiązania do tej sprawy. Niestety!
Draco stał przez chwilę przy ścianie, starając się uspokoić... To było niesamowite. Było mu tego... Nie! Nie może! Obiecał sobie, że da spokój... Czemu złamał słowo? Czemu dał się ponieść? Na to była tylko jedna odpowiedź, której nie chciał mówić na głos, ani nawet o niej myśleć. To zbyt ciężkie... Było i nadal jest... Obrócił się w stronę bruneta. Patrzył na jego plecy, zastanawiając się, czemu przerwał tą wspaniałą chwilę. Mógł dać się całkowicie ponieść, tak jak on. Nie, nie, nie... To głupota. Chciał dać mu nauczkę, by trzymał język za zębami i... dał mu ją. Tylko nie wiedział czy poskutkowała. Och, jak bardzo chciałby wiedzieć, o czym teraz myśli... 
- Czemu? Czyżby ci się nie podobało, Potter? - zapytał z kpiną w głosie.
- Owszem! - powiedział głośno Harry, nadal się nie odwracając. 
- Widziałem i czułem co innego. - parsknął. 
- Po co w ogóle to zrobiłeś, co?! 
- Po pierwsze jak ze mną rozmawiasz, to patrz na mnie. - odparł blondyn, łapiąc zielonookiego za przedramię, odwracając go twarzą do siebie. Ukazała mu się zarumienione oblicze chłopaka i dziwnie świecące oczy. Nie wiedział czy to od pocałunku, czy od złości. - Po drugie, musiałem dać ci nauczkę, byś jakoś, w stosunku do mnie, się odzywał. 
- W taki sposób?! Co? Chciałeś mi udowodnić, że jesteś pedałem!? No to ci się udało! - warczał, mu prosto w twarz, Harry. 
- Ja nim nie jestem, ale jedno ci mogę powiedzieć. Odwzajemniłeś pocałunek, więc wygląda na to, że ty nim jesteś. 
Potter wyrwał rękę z uścisku, łapiąc ciuchy leżące na łóżku, powiedział:
- Pieprznięty jesteś. Nie chcę cię już widzieć. I nie dotykaj mnie więcej, bo inaczej to się skończy. 
Po tym odkręcił się na pięcie i wszedł do łazienki, by po paru minutach wyjść z niej i z domu, z hukiem, zostawiając Malfoya samego... 

***

Harry trzaskając drzwiami od mieszkania, o mały włos nie wpadł na Aoki. Dziewczyna widząc jego minę, zatrzymała go gestem ręki. Chłopak wziął głeboki oddech, by się uspokoić, żeby przypadkiem nie wyżyć się na dziewczynie. Spojrzała na niego badawczym wzrokiem.
- No? Czekam. - odezwała się w końcu. - Co się stało?
- Nic.
- Toż widzę. Nie kłam mi tu. Wiesz, że nie lubię kłamstw. Pokłóciłeś się z Draco? - zapytała. 
- Nie ważne. Tylko jedna sprawa. Ważna. 
- Słucham? 
- Jutro ma go tu nie być, albo ja się wyniosę. - powiedział prosto z mostu Harry. Nie miał zamiaru się bawić. Jego zdaniem to, co się wydarzyło w mieszkaniu, było dziwne, na tyle, by nie chcieć powtórki. Gdzieś głęboko wiedział, że popełnia błąd, mówiąc takie rzeczy dziewczynie, że... Że będzie mu tego brak. Mimo, iż był to ich pierwszy raz. Chyba. Właśnie... Chyba. Czuł, że kiedyś już to przeżył. Że czuł tą, jedyną w swoim rodzaju, przyjemność. Że kiedyś zasmakował tych ust... Ale, by nie znaleźć się w takiej sytuacji, ani razu więcej, postanowił wywalić go, albo samemu się wyprowadzić. 
- C-co? Harry! Oszalałeś?! Gdzie on ma mieszkać? Pod mostem? On nie ma tu żadnych przyjaciół! Wszyscy zginęli... A on... A on został z problemami...
- Nic mnie to nie obchodzi. Jego sprawa gdzie się podzieje. Ma się wynieść i koniec. - upierał się dalej przy swoim. Nie może dać za wygraną. 
- Śledzą go! Jest wplątany w śmierdzącą sprawę, w której uważają Draco za winnego i polują, by go zabić! Teraz stracili trop, bo u nas zamieszkał. A jak trafi pod most, czy do jakiejś meliny, to dwa, trzy dni i będzie martwy! Harry, błagam! - broniła chłopaka, Naomi. W jej oczach zabłysły łzy. Kochała Malfoya jak brata i pod żadnym pozorem, nie chciała go stracić. 
- Dobrze. Niech zostanie. Ale za to ja się wynoszę. - zakończył brunet, wymijając dziewczynę, po której policzku pociekła łza smutku... 
Gdy Harry'ego nie było już w budynku, Draco wyszedł na korytarz, widząc płaczącą Naomi. Stanął przed nią, przypatrując się jej, by potem wziąć ją w objęcia. 
- C-co się stało? - zapytała przez łzy. 
- Zrobiłem to. 
Dziewczyna uniosła na niego swe zdziwione, niebieskie oczy.
- To było magiczne... 
- Opierał się przez tym? - zapytała cicho.
- Przez chwilę, lecz potem... Wszystko jakoś się potoczyło. Nawet nie jakoś, tylko cudownie. Lecz czar prysł. 
- Czy...
- Nie, nie wie. I mam nadzieje, że się nie dowie... 
Aoki odsunęła się od Draco, wycierając twarz z łez. Spojrzała twardo na chłopaka.
- Prędzej czy później i tak się dowie. Z moją pomocą. A potem... A potem oboje pomożemy ci wybrnąć z tego bagna! - powiedziała tęgim głosem, będąc stu procentowo pewna swych słów.

*****
Witam wszystkich po tak długiej przerwie. Niestety teraz rozdziały będą się pojawiały mniej więcej z taką częstotliwością, tłumaczę się brakiem weny oraz brakiem czasu. Nawał nauki i brak Kostosi zmusza mnie do zaniedbania bloga. Już rozdziały kilku opowiadań są w drodze, ale przewiduję je dopiero na przerwę świąteczną. Nic na to nie poradzę.. Mam nadzieję, że rozdział się podobał i do zobaczenia oby niedługo :) Saori121

niedziela, 8 lipca 2012

Życie nie ma happy end'u? cz. 16


Od dobrej pół godziny w gabinecie dyrektora dało się słyszeć nie ustające krzyki nauczyciela oraz spokojny głos starca. 
- Severusie, wiesz przecież, że tego wymaga sytuacja. Nie mam innego wyboru, jak tylko przenieść go w bezpieczne miejsce. On będzie chciał chłopaka posiąść, rozumiesz? – tłumaczył po raz kolejny Dumbledore. Był cierpliwy. I to bardzo. Zwłaszcza wtedy, gdy chodziło o bezpieczeństwo jego uczniów. Był za nie odpowiedzialny, chociaż to mało ważne. Kochał je przecież jak własne dzieci. Nawet Ślizgonów. 
Patrzył na Snape’a spokojnym wzrokiem. Widział jego zezłoszczoną minę, wywołaną rozmową z Albusem. Wiedział, że nie cieszy go rozkazywanie mu, zwłaszcza gdy chodzi o jego uczniów. 
- Nie! Jestem jego nauczycielem, opiekunem! Nie pozwolę ci go zabrać. On umie się sam bronić, Dumbledorze. Został wychowany na twardego człowieka. Da sobie radę, zwłaszcza, że ty jesteś dyrektorem szkoły, a ja jego opiekunem. – powiedział Snape z determinacją. – To niedo… 
- Cisza. – nakazał Dumbledore, przy okazji przerywając mu w środku wypowiedzi. Przyłożył palec do ust, nadstawiając uszu. Wstał z krzesła, bezszelestnie podchodząc do drzwi. Uśmiechnął się lekko, otwierając je, by spojrzeć na intruza. Wpuścił go do środka, nakazując siąść. Snape spoglądał na niego beznamiętnym wzrokiem, myśląc, że jednak się nie mylił, czując czyjąś obecność, prócz jego samego i dyrektora. 
- Witam pana. – zaczął miło Albus. Owszem, był zaskoczony, że chłopak podsłuchiwał ich rozmowę, ale to nie oznaczało by musiał być zły. – Cóż cię tu sprowadza, pod mój gabinet, panie Weasley? 
Rudzielec siedział jak na szpilkach. Jakiż on błąd popełnił, odważając się pójść za Snapem! Co mu w ogóle do łba strzeliło, sam nie wiedział… Po tym jak go mężczyzna zostawił w Skrzydle Szpitalnym, pomyślał sobie, że kulturalnie było by mu podziękować. Lecz jeszcze nie był pewien. Poszedł do Wieży Astronomicznej. Myślał o wszystkim i o niczym. W końcu zdecydował się pójść do profesora. Szedł szybkim krokiem i miał już podejść do drzwi, gdy zobaczył odwracających się Harry’ego i Draco. Patrzył na nich z zaciekawieniem. Interesujące były rumieńce na twarzy Pottera oraz rozmarzony wzrok Malfoya. Dziwne myślał wtedy. Podszedł do drzwi, lecz nie zapukał. Usłyszał dźwięk bitego szkła a potem głos skrzata informujący Snape’a, że Dumbledore chce go widzieć. Naszła go chęć dowiedzenia się powodu wezwania starca. Ruszył więc biegiem do gabinetu dyrektora, główkując nad hasłem. To nie było trudne. Dotarł pod gargulce chroniące wejścia do komnat Dumbledore’a. Cytrynowe dropsy. To było hasło. Banalne. Posąg przesunął się, ukazując schody na górę. Doszedł pod drzwi, modląc się by nikt go nie wyczuł. Zdążył na sam początek rozmowy. Stał tam nie wierząc własnym uszom… Musi to jakoś przekazać Harry’emu! Malfoy już w oczach wybrańca nie będzie taki święty. I nawet wie jak mu to powie. Opierał się o ścianę, oddychając jak najciszej umie. Lecz jego starania poszły na marne. Drzwi się otworzyły i… Resztę już znacie. 
Ron patrzył na swoje ręce, myśląc nad jakąś sensowną wymówką. Niestety, nic nie udało mu się wymyślić. 
- Ja… Nie wiem. – powiedział cicho, zrezygnowany. 
- Jak to nie wiesz? – zapytał się dyrektor, patrząc uważnie na chłopaka znad swoich okularów. 
- Tak po prostu nie wiem! – krzyknął nagle zdenerwowany rudzielec.
- Kultury, Weasley, matka nie nauczyła?! – warknął Snape, trzepnąwszy go w tył głowy.
- Severusie. – powiedział starzec spokojnie. Nie pozwoli tutaj na żadne kłótnie. – Dobrze, Ron, możesz iść. – odezwał się do rudzielca, który po usłyszeniu pozwolenia, błyskawicznie podniósł się z krzesła, ruszając w stronę wyjścia. – I jeśli – zatrzymał go jeszcze. – coś słyszałeś, to zapomnij. Nie powinieneś zaprzątać sobie tym głowy. Do widzenia. – uśmiechnął się na pożegnanie Dumbledore.  Teraz spojrzał na czarnowłosego. – Nasza rozmowa, również jest skończona. Niech będzie jak chcesz, chociaż muszę się z tym przespać. 




- Nie! Nie zrobię tego! To jest obrzydliwe! 
- Musisz, to twój szlaban. Lepsze to niż ten śmierdzący kocioł. 
- Ale Draco…! 
- Żadnego ale! – przerwał Potterowi, Malfoy. Patrzył ostro na bruneta, przed którym skrzaty przed sekundą postawiły dużą misę z wodą, a obok brudną… bieliznę Draco. 
Harry spoglądał na to wszystko ze skrzywioną miną. To czysta przesada. Rozumiał pastowanie wszystkich butów blondyna, czy odrobienie prac domowych albo  to nieszczęsne pranie, lecz nie bielizny… Tylko zwykłych, zabłoconych, zapoconych ubrań. Już nawet wolał ten śmierdzący kocioł! Tylko nie bieliznę. 
Wybraniec skierował szczenięcy wzrok w stronę Draco. Myślał, że może mu daruje. Ale jego nadzieje zawiodły. 
- Wiesz, że taki wzrok na mnie nie działa, prawda Harry? 
- Teraz już tak! – syknął Potter, sięgając po jedne z bokserek w czarno-zielone romby. Spojrzał na resztę. Okazuje się, że każde są w takich odcieniach lub w kolorach domu. Ta… Nie ma to jak różnorodność. Błądził teraz wzrokiem od miski do bokserek trzymanych w ręku, nie wiedząc co dalej począć, mimo iż to logiczne. 
- Słuchaj. Teraz jak na normalnego człowieka rozumnego przystało, powinieneś wiedzieć, że należy brudne rzeczy zamoczyć w wodzie a potem szorować. Załapałeś czy powtórzyć? – zapytał z kpiną Draco. Nie mógł mu tego darować. Wyglądał na takiego zagubionego, że aż zżerało go wewnętrznie, by dogryźć chłopakowi. 
- Draconie Lucjuszu Malfoy’u! Wiedz, że ci tego nie wybaczę! – warknął Potter, licząc na cud. Może blondyn mu jeszcze daruje? Lecz zawiódł się i jedyne co usłyszał to: 
- Nie gadaj tyle, tylko bierz się do roboty. 
Z wielką niechęcią wziął się do pracy. Wrzucił trzymane w ręku bokserki do wody, by potem zapełnić miskę wszystkimi. Szorowanie nie miało końca. Już wiedział jak się czuły skrzaty. Chociaż one są stworzone do pracy… Jak dobrze, że Hermiona tego nie słyszy! No właśnie… Nie ma jak… Przecież Ron jej dogadał i teraz żadne z nich nie może znaleźć wspólnego języka. Starał się złamać obietnice Weasleya, lecz nie mógł wyszukać żadnego tematu, na który pogadałby z dziewczyną. W końcu, kilka dni temu, zaprzestał starań. Poradzi sobie bez nich. Jest silną dziewczyną, na pewno znajdzie sobie kogoś innego i nie załamie się po stracie przyjaciół. 


Jego praca dobiegła końca. Wszystkie bokserki zabrały skrzaty do suszenia, a on skończył cały mokry. Świetnie. Teraz musi iść się przebrać. Spojrzał na Draco. Na twarzy chłopaka widniał zwycięski i zadowolony uśmiech. 
- Dumny jesteś z siebie? – zapytał ze złością Potter.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. – odpowiedział blondyn, pomagając mu wstać. Wyciągnął różdżkę z kieszeni i wypowiedział zaklęcie suszące. 
Harry walnął się w czoło. No tak! Zaklęcie suszące, czemu od razu na to nie wpadłem? Pytał się mentalnie brunet. 
- Idziemy na spacer po zamku? Ewentualnie po tym mogę cię zabrać na lody, jak będziesz chciał. – zaproponował Draco. 
- A skąd ty je niby weźmiesz? 
- Mam swoje sposoby. – mrugnął Malfoy do Wybrańca, po czym wyszli z dormitorium. 
Nie wiedzieli nawet jaki błąd popełnili, nie patrząc przez okno… 




Poza barierą ochronną Hogwartu, aportowała się pewna dziewczyna. Nie zwykła dziewczyna. Była nią odziana w czarne szaty, Saori Shelyang. Wokół niej było czuć czarną magię, z którą nie mogłaby się przedostać przez bariery zamku. Nauczona pradawnej czarnej magii, umiała zmienić swą złą aurę w dobrą. Tak też uczyniła. Spokojnym krokiem przekroczyła grubą warstwę zaklęć ochronnych, znajdując się w końcu po drugiej stronie bariery. Chwytając swą różdżkę w dłoń, zmieniła ubiór na szkolne szaty. Mocny makijaż oraz kolczyki z brwi i ust, zniknęły, robiąc złudzenie niewinności dziewczyny. Zaklęciem maskującym zakryła znak na swej piersi, by nikt nie poznał jej prawdziwych celów. Szybkim krokiem ruszyła w stronę wielkich wrót Hogwartu. Przeniknęła przez nie. To nie była zwykła magia, którą posługiwała się większość czarodziejów. To były czarne czary, stworzone w sam raz dla ludzi lubiących wszelkie ryzyko oraz zło. Wykorzystał ją również Lord Voldemort, z którym dziewczyna była dziwnie i niebezpiecznie blisko. Wkraczając na długi korytarz, prowadzący do Wielkiej Sali, rozglądnęła się dookoła. Zauważyła dwie idące w jej stronę postacie. Jej cele. By jej plan się powiódł, przybrała na twarz zranioną, niewinną maskę, by dwaj chłopcy zapomnieli o tym, co miało miejsce tydzień temu. Magią niewerbalną, dorobiła sobie pod okiem sińca oraz rozciętą ranę na policzku. Chłopcy podeszli bliżej i zatrzymali się, zszokowani… Dziewczyna uśmiechnęła się szyderczo, niemalże niewidocznie, tak by oni tego nie zauważyli. Czas plan wprowadzić w życie. 




Harry i Draco szli korytarzem do Wielkiej Sali, by podkraść z kuchni trochę lodów. Chcieli się do niej dostać przez obraz na drugim piętrze, lecz został on zdjęty. Nie zostało im nic innego jak iść do niej dłuższą drogą. Podczas powolnego chodu, śmiali się i rozmawiali o wszystkim, unikając jedynie tematu Weasleya. Harry, gdy weszli na główny korytarz prowadzący do Wielkiej Sali, ujrzał zarys kobiecej postaci, stojącej przy wrotach. Pomyślał sobie, że to nic strasznego. Każdy tam może stać. Lecz im byli coraz bliżej, postać stawała się coraz bardziej znajoma. Po kilku krokach w przód, stanęli jak wryci. To przecież Saori! A-ale nie wyglądała przecież jak wcześniej! Nie na śmierciożerczynie, lecz na wystraszoną, niewinną uczennicę. Wyciągnęli różdżki, po czym podeszli bliżej. 
- Co tutaj robisz, śmierciojadzie!? – wykrzyknął Potter, uważnie ją obserwując. 
- C-co? Nie jestem Śmierciożercą!  Harry! Oszalałeś?! – mówiła zdumiona dziewczyna. – T-to nie byłam ja… 
- A kto niby?! Sam Voldemort się pofatygował w twojej postaci?! – warknął Draco. Coś mu tu nie pasowało. Wiedział przecież, że dziewczyna pracuje dla Czarnego Pana, więc jak ze swoja aurą przedostała się na teren Hogwartu?
- Nie wiem! Może! – krzyknęła dziewczyna, z łzami w oczach. Co jak co, ale ona umiała grać. Nauczyła się od mistrza. 
- Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytał Harry. 
- To, że mnie porwano! Szłam do salonu wspólnego, jak nagle coś mnie wciągnęło do obrazu, nawet nie wiem co, przemieszczaliśmy się tak szybko, a ono tak mną tak szamotało, że nie widziałam tego twarzy, ani miejsca. W końcu wylądowałam w jakimś pokoju, lecz zaraz zostałam oszołomiona, chyba zaklęciem. Gdy się obudziłam, miałam zawiązane oczy. Czułam piekący ból z tyłu głowy, jakby ktoś mi wyrwał duży pukiel włosów. Byłam torturowana i bita… - mówiła dziewczyna przejmującym głosem, czując spływające, jej po policzkach, łzy. – W końcu jakiś Śmierciożerca, aportował się ze mną przed Hogwart i kopiąc mnie po twarzy, zniknął. T-to było straszne! Myślałam, że tego nie przeżyję, że umrę tam, że… że nigdy cię już Harry nie ujrzę! – krzyknęła na sam koniec, patrząc z żalem i smutkiem na Pottera, który przejął się całą historią. 


Harry nie wiedział co myśleć… To wydarzenie sprzed tygodnia… To mógł być ktokolwiek ze śmierciożerców! A on sądził, że to ona! Boże, jaki był głupi! 
- Ej… - szepnął mu do ucha Draco. – chyba jej nie wierzysz, co? 
- Czuję… czuję, że to co mówi to prawda! Musimy jej uwierzyć. 
Malfoy spojrzał na chłopaka ze zrezygnowaniem. Nie miał innego wyjścia. 
- Przepraszamy Saori, że tak na ciebie naskoczyliśmy z różdżkami. Nie wiedzieliśmy… Po prostu, podczas twojej nieobecności, pojawiłaś się przed nami, tydzień temu, jako Śmierciożerczyni, mówiąc, że i tak mnie dorwiesz, że Czarny Pan wygra tę wojnę… Ale jednak to nie byłaś ty… - mówił Harry. – Chodź zaprowadzimy cię do naszego salonu. Tam ustalimy co dalej…
Dziewczyna pokiwała jedynie głową na zgodę. Lecz w myślach śmiała się szalenie, że jej plan jak na razie idzie gładko, jak po maśle... Naiwni… 






Koniec cz.16


CDN

niedziela, 8 kwietnia 2012

Ogłoszenie.

Witam wszystkich w święta! Oczywiście na początek, życzę wam wszystkiego najlepszego, smacznego jaja, mokrego dyngusa i najważniejsze spokojnych i cieple spędzonych świąt z najbliższymi. 
Temat naszego dzisiejszego ogłoszenia jest następujący: Mam zamiar zmienić całkowicie treść Cmentarnego Cudu. Z braku pomysłów na jakiekolwiek SasuNaru oraz z fatalnej treści tego opowiadania, zmienię je. Moim zdaniem za szybko akcja poszła do przodu... Błędem było zrobienie z niego opowiadania. Szczerze mówiąc, miał być to one shot. Ale by nie smucić nikogo, zmienię je na wiele, wiele lepsze :D. 
To wszystko moi drodzy! Jeszcze raz życzę wam smacznego jaja! 
Saori121

czwartek, 29 marca 2012

Życie nie ma happy end'u? cz.15

W ramach długiego nieopublikowania żadnej notki, dodaję jeszcze rozdział Życia! :) Enjoy!
***

Dotarł pod lochy zdyszany. Biegł do gabinetu nietoperza, na odrabianie szlabanu i nie mógł się spóźnić, choćby sekundę. Aż strach myśleć, co by było gdyby nie przybył na czas. Spojrzał na zegarek. Zostało mu jakieś… 15 sekund. W głowie odliczał czas i korzystając z niego starał się wyrównał oddech, by mężczyzna nie poznał, że o mały włos dotarł by tu za późno. 5, 4, 3, 2, 1… I w gabinecie czarnowłosego rozległo się pukanie. Na zewnątrz słychać było głośne kroki oraz suwane meble. Drzwi przed chłopakiem zostały zamaszyście otwarte, a w nich stanął najgorszy koszmar tej szkoły. Severus Snape. Niegdyś pośmiewisko całego Hogwartu a teraz najstraszniejszy nauczyciel. W latach jego nauki poniżany był przez ojca Harry’ego, James’a Pottera. Severus chcąc zemścić się za wyrządzone mu krzywdy, stara się uprzykrzyć życie Wybrańcowi. Dlatego młodzieniec nie spodziewał się lekkiej kary za pyskowanie.
Snape trzepocząc szatami wszedł do wnętrza jego komnat. Ogień w kominku jako jedyny oświetlał pomieszczenie. Światło z niego padało na podsunięty, pod ścianę, stół, na którym leżało mnóstwo buteleczek z eliksirami do sprawdzenia oraz stosy kartkówek i sprawdzianów. Logicznie myśląc, będzie tu siedział Snape. Zaś pod przeciwną ścianą stał ogromny, brudny kocioł. Pół biedy gdyby zabrudzenia były świeże. Ale nie. Żeby utrudnić sprawę, Snape zadbał o to by były zaschnięte. Koło kotła, na ziemi leżał mały zmywaczek i jakiś płyn. Czyżby miał to czyścić ręcznie? No chyba go pogrzało! 
- Widać, że zauważyłeś co masz dzisiaj zrobić. Masz na to dokładnie… Godzinę. Do roboty! Już! – wrzeszczał czarnowłosy, siadając do stołu, biorąc biuro w dłoń, by potem sięgnąć po pierwszą kartkówkę. Po jego minie można było wywnioskować, że praca była fatalnie napisana. 


Harry podszedł do kotła. Ze skrzywioną miną, sięgnął po zmywaczek i nalał na niego płynu. Stojąc tak nad naczyniem, myślał skąd ma wziąć wody do mycia. Odwrócił się nieśmiało w stronę nauczyciela, mówiąc:
- Profesorze, a skąd mam wziąć wodę by namoczyć kocioł? – zapytał cicho.
- Gdybyś był mądrzejszy to byś wiedział, że jak nie przygotowałem jej dla ciebie, to będzie zbędna.
- A-ale jak ja mam to umyć bez wody?! – wykrzyknął zły.
- Normalnie, Potter. Żyłeś wśród mugoli, więc powinieneś wiedzieć, że można umyć naczynia bez użycia wody. Zapomniałem. Przecież jesteś tak samo tępy jak twój pieprzony tatuś. – wysyczał Snape, podchodząc do chłopaka.
- Nie obrażaj mojego ojca! Nie masz prawa! 
- Mam prawo, tak jak i on miał niby prawo poniżania mnie! Twój ojciec był zwykłą, parszywą, zakłamaną suką! 
- Skąd pan może to wiedzieć!? Nawet się z nim profesorze nie przyjaźniłeś! 
- Koniec Potter! Nie pyskuj, bo zwiększę Ci szlaban i utrudnię, tak, że nie starczy ci czasu i sił na nic innego , jak tylko moje kary! Bierz się do roboty, bo obiecuję, że zrobię jak powiedziałem! 
- Oczywiście, profesorze. – wydusił Harry zza zaciśniętych zębów. Chwycił na powrót zmywaczek w dłoń, zaczynając szorować kocioł. Zaschnięty brud nie był łatwy do zmycia, więc chłopak trochę się zmęczył. Przetarł nadgarstkiem pot z czoła, wzdychając ciężko. Merlinie, co on w tym gotował? Tak to śmierdzi, że śmiem myśleć, iż to były rzygi trolla! Ohyda! Myślał Potter. Ledwo powstrzymał odruch wymiotny, musząc włożyć głowę do środka. Wolał zacząć od najgorszego miejsca, czyli dna. Nagle wpadł na pomysł. Snape jest zajęty sprawdzaniem prac, więc nie zauważy jak użyje zaklęcia. Na szczęście umiał wykonywać magię niewerbalną. Sięgnął po cichu do kieszeni po różdżkę. Wyciągnął ją bezszelestnie. W momencie kiedy wypowiadał w myślach zaklęcie, z hukiem do klasy wpadł Malfoy. Zaalarmowany hałasem Harry odwrócił się błyskawicznie w stronę drzwi, mentalnie wypowiadając do końca formułkę niewerbalnego oraz kierując przypadkiem różdżkę w stronę Snape’a. Woda chlusnęła mu prosto w twarz. Mokry Severus ze złością odwrócił głowę, patrząc z furią na chłopaka. 
- Ty nędzny szczurze! – wrzasnął.
- Echem, przypominam, że właśnie wszedłem do twoich komnat Severusie. – chrząknął Draco. Patrzył beznamiętnym wzrokiem na swojego opiekuna. – Chciałem prosić, byś dzisiaj darował Potterowi jego szlaban, a następne niech odrabia u mnie. Będę z nich pisał sprawozdanie jeśli zechcesz.
- Tak! Bierz tego cholernego dzieciaka i znikajcie mi stąd! 
- Przepraszam, że się wtrącę, ale zostaję tu. Wolę szlabany u profesora Snape’a. – powiedział Harry, krzyżując ręce na piersi. Po tym co wykrzyczał Draco w twarz, nie chciał z nim gadać. Nie, nie dlatego, że się obraził. Nic z tych rzeczy! Tylko… czuł się zażenowany, że coś takiego mu powiedział. Przecież każdy kocha. On nie jest wyjątkiem. Nawet nie wiedział, czemu tak zareagował na obrazę Rona. 
- Nie masz tu nic do gadania! Ruszaj swój odwłok i wynoś się stąd! – wyganiał bruneta Snape.
Harry wstał pośpiesznie i wybiegł z gabinetu, nie chcąc dostać żadną klątwą. Kto jak kto, ale on był do tego zdolny. Stanął pod ścianą, znajdującą się naprzeciwko drzwi. Czekał na Draco. 
Blondyn w końcu po 5 minutach wyszedł z gabinetu. Stał chwilę pod drzwiami, patrząc niepewnie na Harry’ego. Wreszcie przemógł się i podszedł do chłopaka. Stał blisko. Bardzo blisko. Oboje patrzyli sobie w oczy. Stali w ciszy. Niekrępującej ciszy. 
- Jesteś na mnie zły? – zapytał Potter, przerywając milczenie.
- A wyglądam na takiego? – odpowiedział pytaniem Draco, uśmiechając się delikatnie.
- N-nie.
- Więc nie jestem zły. – zaśmiał się lekko blondyn, zauważając w oczach bruneta błysk radości. Kochał te oczy. Ten ich blask kiedy był wesoły, smutny, zły, gdy płakał, krzyczał, uśmiechał się… Są wyjątkowe. Ich wielkość i butelkowy kolor. Nie jedna kobieta a nawet chłopak mu zazdrości. 
- To co wtedy powiedziałem, to nie prawda. Każdy kocha i to na swój pokrętny sposób. Ty nie jesteś wyjątkiem. Może kochasz, może nie. To nie mój interes. 
- Mylisz się. Twój. 
- Niby czemu? – zapytał, unosząc brwi do góry, w geście zdziwienia. 
- Jesteś moim przyjacielem, powinieneś wiedzieć takie rzeczy.
- To znaczy, że Pansy i Blaise’owi też o tym mówisz. – stwierdził Potter, patrząc na usta Dracona, które były blisko jego. Są one takie… Kuszące. Jego usta nie były ani za małe, ani za duże. Tylko idealne. Górna i dolna warga, były jednakowej wielkości. Żadnego śladu popękanej, choćby jednej, części ust. Pewnie używał wazeliny czy błyszczyku. Haha, paniczyk. Na powrót spojrzał w oczy blondyna, uśmiechając się lekko.
- Nie. Im wyjątkowo nie. Nie widzę potrzeby, by wiedzieli o takich rzeczach. – odpowiedział, po chwili namysłu. 
- Haha, czemu? – zaśmiał się brunet.
- Nie wiem jakoś tak. Oj tam! Nie ważne. – powiedział Malfoy, napuszając się. 
Teraz Harry śmiał się w głos, na widok jego miny. Po chwili patrzenia na Pottera jak na idiotę, który uciekł z wariatkowa, dołączył się do niego. Zaraz jednak się uspokoili. Harry patrzył na każdy detal postaci blondyna, by w końcu znów dotrzeć do ust. Nie mogąc się już dłużej powstrzymywać, sięgnął dłońmi do jego  twarzy, przyciągając Dracona do pocałunku. Gorące wargi złączyły się ze sobą. Fala ciepła rozeszła się po ciałach chłopców. Oboje znali to uczucie, czekali w zniecierpliwieniu od dawna, by znowu to poczuć. W końcu pocałunek przerwał Harry. Z lekkimi rumieńcami odezwał się: 
- Przepraszam Draco. T-to nic nie znaczy. Przepraszam. 
Malfoy usłyszał słowa bruneta, lecz nadal nie otwierał oczu, rozkoszując się pozostawionym smakiem ust Pottera. Czuł… Czekoladę pomieszaną z miętą i… mandarynkami? Uwielbiał je. I zaczyna je coraz bardziej lubić, wiedząc, że chłopak nimi smakuje. 
- To co? Idziemy odrabiać ten szlaban? – odezwał się cicho Potter. 
- Tak, jasne. – odpowiedział lekko zawiedziony chłopak. Nic nie znaczy… Może dla Harry’ego nic, ale dla niego wiele. 
Ruszyli w stronę jego dormitorium, wesoło rozmawiając, nie czując już skrępowania incydentem, który miał miejsce przed chwilą. 


----- 


Snape siedział podenerwowany w gabinecie, sącząc ze szklanki Whiskey. Jeszcze złość mu nie przeszła od szlabanu Pottera. Cholerny dzieciak! Taka sama sierota jak Black. Są siebie warci. Jaki ojciec chrzestny taki i chrześniak. Argh!  Na samą myśl o łapie ogarnęła go większa wściekłość. Trzymaną w ręku szklankę obracał, by po chwili rzucić nią z całej siły w ścianę. W tym momencie pojawiły się dwa skrzaty. Jeden wziął się za sprzątanie rozbitego szkła, a drugi nieśmiało podszedł do niego z małą fiolką eliksiru trzeźwiejącego. 
- Panie… - odezwało się cicho stworzenie. 
- Czego chcesz? – warknął na nie. 
- Mam za zadanie, przekazać panu, że dyrektor Albus Dumbledore wrócił do Hogwartu i chce pana zaraz u siebie widzieć. Żeby zapobiec pańskiej kompromitacji, pozwoliłem sobie, przynieść eliksir trzeźwiejący. – zakończył, podając Snape’owi fiolkę. 
- Mądrze. A teraz znikaj. – pochwalił. Jednym haustem opróżnił buteleczkę, czując, że trzeźwieje. Wszedł do kominka, sypnął proszkiem Fiu i wykrzykując miejsce przenosin, zniknął. 


Pojawił się w dużym kominku. Strzepując popiół z szaty, patrzył na dyrektora. 
- Witaj Severusie. Musimy porozmawiać. Wiesz o czym. Zapraszam. 




Koniec cz. 15 


CDN

Od łóżka, poprzez łańcuch, do... twych ramion. cz.1 'Wspomnienia'

Witam. Oto nowy rozdział, nowego opowiadania, w którym rozdział dawno nie był dodany. Mam nadzieję, że zmiana fabuły spodoba wam się. Więc zanim przeczytacie to, zapraszam na prolog ;) Enjoy!
****

Anglia, centrum Londynu. Dookoła stało mnóstwo blokowisk odnowionych lub nie, a między nimi krążyły tłumy ludzi. Śpieszyli się do prac, do szkół albo szli przed siebie, nie wiedząc dokąd zmierzają. W centrum słychać było szmery rozmów oraz głośne dźwięki klaksonów zniecierpliwionych kierowców, niemogących wytrzymać stania w korku. Na ulicy co poniektórzy usłyszeli krzyk dochodzący z otwartego okna nowego, beżowego bloku…
- Malfoy, kurwa! – wrzasnął Potter, odziany jedynie w ręcznik, przepasany na biodrach. Spod stopy wyjął metalowy przedmiot, który okazał się pęsetką. Wyciągnął to przed siebie, na długość ręki. – Co to? Co to, kurwa, jest? – machał nią przed twarzą blondyna. 
Ten zaś spokojnie, wyjął mu pęsetę z ręki i zaczął mówić jak do idioty:
- To jest sprzęt nazywający się pęsetą, służy on do regulowania brwi lub wyrywania zbędnych, pojedynczych włosków z twarzy. 
- To, to ja wiem! Ale co to tu robi, w dodatku na podłodze!?
- No chyba nie myślisz, że te brwi same się uregulują. – powiedział, pokazując na nie. 
Harry w odpowiedzi warknął coś cicho i sięgnął po swoją kawę, mówiąc:
- Piękniś.
Malfoy odwrócił ku niemu głowę.
- Co proszę? 
- Piękniś! Ubierasz się w najdroższe garnitury, we włosy wklepujesz chyba z pięć odżywek i do tego jak ostatnia baba regulujesz sobie brwi. To nie jest normalne moim zdaniem. – powiedział Harry, czekając na reakcję. 
- Po prostu dbam o siebie. W ogóle, co cię to interesuje. Moje ciało, moja sprawa. Chyba, że… - zaczął chłopak, zbliżając się do współlokatora. - … Cię kręcę. – zakończył, stojąc zaledwie metr od bruneta. 
Patrzyli sobie w oczy, czując coś dziwnego. I to nie jest związane z byciem aż tak blisko siebie. Uczucie jakby déjŕ vu. Cała sytuacja wydawała się znajoma. Te oczy, ta bliskość… 
- Czy my się już kiedyś nie spotkaliśmy? – zapytał Potter, jeżdżąc wzrokiem po sylwetce blondyna. Był zgrabny. Mimo lekkiego wcięcia w pasie, jak u kobiety, nie odbierało mu to męskości. Biała, delikatnie opinająca ciało, koszulka idealnie leżała na chłopaku. Było przez nią widać lekkie zarysy mięśni. Z powrotem spojrzał na twarz. Wydawała się taka znajoma, lecz za cholerę nie mógł sobie przypomnieć skąd ją zna.
Zdumiony Malfoy, patrzył wielkimi oczami na bruneta. 
- Co? 
Harry wyślizgnął się spod chłopaka i kierując się w stronę łazienki, mruknął:
- Nie ważne.
Wszedł do toalety, po czym zamknął za sobą drzwi. Oparł się o drzwi, szukając wzrokiem czegoś w pomieszczeniu. W końcu znalazł. Podszedł do parapetu, sięgając zza wazonu różdżkę. Dobrze, że Malfoyowi nie zachciało się do łazienki, bo by ją znalazł i byłaby lipa. W świecie czarodziejów prócz używania magii w obecności mugolów, zabronili także uświadamiać czymże ona jest i pokazywanie magicznych artefaktów. Za te przewinienia również wprowadzili surowsze kary. Przestępców za praktykowanie magii i opowiadanie o niej w towarzystwie mugoli, karzą zabraniem różdżki oraz zdolności czarowania, pozostawiając w azkabanie na dobre 10 lat. Chęć panowania nad zwykłymi ludźmi całkowicie opanowała teraźniejszego Ministra Magii, Korneliusza Knotta. 
Harry parsknął cicho. Przypomniały mu się czasy Hogwartu. To jak Knott obawiał się o swoje stanowisko, że Dumbledore mu je zabierze. Głupota! Albus’owi nie było w głowie zabieranie posady Korneliuszowi. Wolał swoją starą pracę… Bycie dyrektorem Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Kochał dzieci i wszystkich pracujących tam nauczycieli, i nie chciał się z nimi rozstawać. Przynajmniej tak mówił… Ale mógł go o to zapytać. Po ukończeniu szkoły przez Pottera, mężczyźni zostali dobrymi przyjaciółmi. Jeśli jeden z nich czegoś potrzebował, zwracał się do drugiego. Harry pamiętał jeszcze swoje przygody z Hermioną i Ronem. To były niesamowite przeżycia. Najlepiej z nich pamiętał pająki w Zakazanym Lesie oraz… Walkę z Voldemortem. Pamiętał co czuł w momencie złączenia się rdzeni ich różdżek. Ten śmiertelny strach, że zginie, że zawiedzie wszystkich, że… Właśnie. Że? O tym zapomniał. A może o kimś? Ta walka jest po części pusta… Zapomniana. Tak jak wszystkie lata w szkole. Po przyjeździe na peron Hogwartu, udali się nad jezioro, przez które przepłynęli łodziami. Następnie weszli do szkoły, gdzie powitała ich profesor McGonagall, poszła gdzieś. Podczas jej nieobecności rozmawiał z Ronem a potem… Biała plama. Nic nie pamiętał… Po tym weszli do Wielkiej Sali, gdzie odbyła się ceremonia przydziału. Albo moment Turnieju Trójmagicznego. Poszedł powiedzieć Cedrik’owi jakie jest pierwsze zadanie, następnie spotkał Rona z którym był skłócony. Kolejna biała plama. Dalej już nic nie pamiętał do chwili rozmowy z profesorem Moody’m w jego gabinecie. Chociażby wtedy myślał, że był to mężczyzna, za którego go uważał… Wiele jeszcze było takich wspomnień, gdzie było od groma luk. I jeszcze ten Malfoy… Skądś go znał, kojarzył, ale za nic nie mógł sobie przypomnieć skąd. 
Jak przez mgłę słyszał walenie i krzyki do drzwi. W końcu ocknął się i otworzył je. Ujrzał za nimi rozzłoszczonego blondyna. 
- Co ty tam, do cholery, robiłeś? – zapytał niebieskooki, przytupując nerwowo nogą. 
 Harry uśmiechnął się kpiąco, patrząc prosto w oczy Draco. 
- Na pewno chcesz wiedzieć, Malfoy? Wiesz, mogę ci pokazać. – złapał za kant ręcznika, chcąc go zdjąć. Co jak co, ale ciała się nie wstydził. Po męczących ćwiczeniach na siłowni i jakże przyjemnych oraz wyczerpujących stosunkach z kobietami, nabrał mięśni. I to jakich…
Blondyn przejechał go dziwnym spojrzeniem od stóp do głów, aż w końcu zatrzymał się na twarzy.
- Chyba śnisz. Raczej nie lubię oglądać małych eksponatów, wolę większe. I jeszcze nie chcę stracić wzroku. – zakończył z kpiną niebieskooki, odwracając się szybko, starając ukryć swój rumieniec. Dlatego nienawidził swej cery! Niby taka wyjątkowa, blada, ale nawet najmniejszy rumieniec się na niej nie ukryje.
- Nie wiesz co tracisz. – powiedział Harry, zauważając coś w tylnej kieszeni chłopaka. Czyżby… różdżka? 
Nie, to niemożliwe. Gdyby był czarodziejem to pamiętałby go ze szkoły! Ale nie. Nie pamięta. A jak nie, to znaczy, że nie było go tam. 
Nagle na szyi chłopaka łańcuszek zacisnął się lekko. Instynktownie złapał się za niego. To był magiczny wisiorek, ale dokąd sięgał pamięcią to nie zachowywał się tak... Od chwili kiedy go dostał, nie zdejmował go z szyi. Jeśli dobrze pamiętał, to magiczne właściwości objawiały się wtedy, gdy było się w pobliżu osoby, którą darzymy... silnym uczuciem... - pomyślał Harry. Oparł się o stolik koło drzwi łaźni, od nagłego bólu głowy. W myślach widział scenkę, kiedy otrzymał naszyjnik. 


Były jego urodziny... Stał w wielkim zielono-srebrnym pokoju przed oknem, wpatrując się, z lekkim uśmiechem, w widok za nim. Stał tak myśląc, kiedy się zjawi oczekiwana przez niego osoba. Chwilę potem owa postać objęła go ramionami w pasie, całując lekko szyję. Odwrócił się twarzą do osoby, lecz... chłopak, nim okazała się ta postać, był rozmazany... Nie pamiętał jego twarzy... Ani imienia. Nic, nawet głosu. Niczego nie słyszał, ale wiedział co on mu mówi. 
- Dzisiaj są twoje urodziny, Harry. Żeby ci podziękować za te wszystkie chwile, w których byliśmy razem, gdzie mnie i moje humorki znosiłeś i wiele, wiele innych, lecz za dużo do wymieniania, tych mych cech wspaniałości. - zaśmiał się chłopak. Oczywiście nie słyszał tego, ale po sylwetce, można było się domyśleć. Gdy przeszła mu faza śmiechu, zza pleców wyjął małe, podłużne pudełeczko. Potter sięgnął po nie, otwierając. W środku na zielonej poduszeczce, leżał złoty łancuszek z zawieszką w kształcie węża. Zwierze było oplecione głową wokół wisiorka, zaś ogon był wygięty w kształt litery S. - To jest łańcuch uczuć. Jego moc polega na ciągnięciu swych właścicieli do drugiej połówki oraz na informowaniu ich o wyrządzanej krzywdzie bądź śmierci ukochanej osoby. Ale to nie wszystko. Na przykład znajdujesz się w tłumie i szukasz mnie. Naszyjnik poruszy się w tą stronę, po której jestem ja. Mój uczyni to samo. By to wszystko się ziściło, potrzeba dwóch łańcuszków. Ja mam drugi. - powiedział, wyjmując z pod koszuli taki sam naszyjnik. Wziął drugi z ręki Harry'ego, zawieszając mu go na szyi. - Chodź tu. - mruknął, przyciągając go za rękę. Ich identyczne łańcuszki, połączyły się w całość, tworząc wężowe serce, mieniące się zielenią i złotem, ukazując niesamowity widok dla obu chłopców.
- Kocham Cię... - szepnął Potter, zatapiając usta w delikatnym pocałunku z kochankiem...


To wspomnienie, jak wiele innych było nie pełne. Harry gorączkowo starał sobie przypomnieć wszystkie lata Hogwartu. Każde wspomnienie, każda myśl była połowicznie pusta lub osoba, jedna osoba miała zamazaną twarz! Teraz dopiero zdał sobie sprawę z tego, że ktoś mu kiedyś grzebał w myślach. I nie spocznie dopóki nie dowie się, kto tym osobnikiem był! 
Nie zdając sobie sprawy, z tego, że włosy mu magicznie falują od nagłego napływu emocji, a łańcuch na jego szyi coraz mocnej się zaciska z powodu...  

piątek, 2 marca 2012

Życie nie ma happy end'u? cz.14

Witam wszystkich. Dziękujemy za oba komentarze. Bardzo nas wzruszyły, mimo że nie były jakieś kosmiczne. Oczywiście bez obrazy ^^. Etheriel (za pomyłkę przepraszam...) to nic trudnego pisać komentarze. Wystarczy wyrazić najprostszymi słowami co ci się podoba a co nie. Anonimowej też dziękuję. Bardzo. W następnej notce bardziej się rozpiszę, gdyż w tej nie mogę, bo czas mnie goni.
Miłego czytania! ;)


***

Weszli do dormitorium Draco, gdzie blondyn posadził, drżącego, płaczącego Harry’ego na kanapie. Brunet siedział tak widząc pod zamkniętymi powiekami wszystko, co Ron zrobił. Pamiętał jego dotyk, pocałunki, usta na szyi… Mocniejsze dreszcze przeszły po ciele chłopaka, na wspomnienie o tym. Jak on mógł mu coś takiego zrobić? Zrozumiałby kogoś innego, ale nie Rona. On go kocha … Nie spodziewał się. Tak jak próby gwałtu. Ukrył twarz w dłoniach, mocniej płacząc. Stracił właśnie najlepszego przyjaciela. Ufał mu, kochał jak brata, a teraz… Nie. Nie jest w stanie nawet mu wybaczyć. Nawet jeśli by to zrobił, to i tak nie byłoby jak wcześniej.

Draco przestał obserwować chłopaka zmartwionym wzrokiem, by wezwać skrzata, każąc mu przynieść szklankę wody oraz z jego prywatnych zasobów, eliksir uspokajający. Po usłyszeniu rozkazu, stworzenie zniknęło, a po sekundzie pojawiło się wraz z płynami.  Blondyn wziął od zwierzęcia napoje i odegnał skrzata. Ukucnął przed Harry’m patrząc na niego smutnym spojrzeniem. Przeklęty Weasley! Merlinie, że też takiego człowieka musiałeś stworzyć! Postawił płyny na kanapie, obok bruneta, by potem odciągnąć dłonie Pottera od twarzy. Ukazały mu się czerwone od płaczu oczy i policzki, po których nadal ciekły łzy. Usta miał wykrzywione w podkówkę, wyrażającą smutek, żal i złość na świat, który zrobił mu wiele złych rzeczy, a zwłaszcza zabrał mu przyjaciela.
- Harry… - powiedział cicho Draco, kładąc mu rękę na policzku. Potter spojrzał mu w oczy załzawionym wzrokiem, by potem paść chłopakowi w ramiona. Blondyn objął go mocno, szepcząc mu do ucha kojące słówka. – Harry… Cii… Masz wypij to, poczujesz się lepiej. – powiedział, sięgając po flakonik z eliksirem. Wlał go do ust chłopaka, a po chwili dreszcze i szloch Pottera ustały. To mu pomoże chociaż na chwilę odciąć się od myśli na temat Rona. Brunet siedział teraz spokojny, między nogami Dracona. Patrzył na blondyna lekko zamglonym, lecz nadal smutnym wzrokiem. – Jak się czujesz?
- Lepiej, dziękuję. – odpowiedział obojętnym tonem. Nie mówiąc nic więcej, na powrót wtulił się w Dracona. Ten zdziwiony, siedział chwilę w bezruchu, by potem odwzajemnić gest chłopaka. To było miłe. Bardzo miłe. Lecz trochę dziwne. Nie spodziewał się, że Harry wróci do jego objęć, raczej wstanie i pójdzie gdzieś. Ale nie żeby narzekał. Tak było dobrze.
- I co dalej?
- Jak to, co dalej? – zapytał z niezrozumieniem Harry.
- No z Weasleyem.
- Nic. Po prostu to koniec. Nie jestem w stanie przyjaźnić się z nim… Przynajmniej nie wyobrażam sobie tego… Czułbym się tak… Tak dziwnie, niekomfortowo. Byłbym przerażony, że może powtórzyć swój czyn i tym razem doszłoby do czegoś więcej. Nie umiałbym się bronić. Tak jak i tym razem. Ale jak mógł mi to zrobić? On… On był moim najlepszym przyjacielem… - zakończył czując, że w oczach wzbierają mu się na nowo łzy. Zamrugał kilka razy, odganiając je.
- Nie był twoim przyjacielem, jeśli tak ci zrobił. Jest po prostu zwykłą obleśną świnią, pieprzonym sukinsynem pół-krwi. – Posumował twardo Draco.
Harry gwałtownie odsunął się od niego, wstając. 
- Bo mnie kocha! Zrobił to, bo mnie kocha! Może to nie było odpowiednie, tylko brutalne i chamskie, lecz wiem, że zależy mu na mojej osobie! Powiedział mi co czuje. Umiał mi powiedzieć. Miało wyjść tak dobrze i fajnie, ale jego zazdrość wszystko popsuła! Wiem, że teraz tak myśli! Popełnił błąd, to jasne! Ale przynajmniej umiał wyrazić swoje uczucia! A ty? Ty nie umiesz! Bo jesteś stworzony, jak z jakiegoś pieprzonego kamienia!  Nic nie czujesz! Nie umiesz kochać! Wcale! – wykrzyczał drżącym głosem, z cieknącymi na nowo, łzami. Po wyrzuceniu wszystkiego z siebie, odkręcił się na pięcie i wybiegł z dormitorium chłopaka, zostawiając go na ziemi z rozdziawionymi w zdziwieniu ustami.

Biegł. Biegł przed siebie, nie zwracając uwagi na łzy lecące mu po policzkach, czy ludzi, których mijał w pośpiechu. Nic go nie obchodziło. Chciał tylko zaszyć się w miejscu, gdzie nikt go nie znajdzie. Zwłaszcza Draco. Po tym co mu powiedział, jakoś nie miał ochoty go widzieć. Skręcił w lewo, by potem pchnąć wielkie drewniane drzwi. Wkroczył do Łazienki Jęczącej Marty. Podszedł do umywalek, które otwierały Komnatę Tajemnic. Odkręcił kurek z zimną wodą i ochlapał sobie twarz. Co się z nim działo? Czemu po tym co zrobił mu Ron, broni go przed Draco? Czemu w ogóle nawrzeszczał na blondyna? Wydawało się, że ma konkretny powód. Widział jak zachowuje się Malfoy, ale czemu mu nic nie mówi? A może się myli? Tyle pytań nasuwało mu się na myśl, lecz na żadne znalazł dobrej odpowiedzi…
W tym momencie pojawiła się Marta i widząc smutną minę Harry’ego, przybliżyła się lekko, spoglądając na niego z ukrycia. Potter spojrzał zielonymi, zapłakanymi oczami na Martę. Dziewczyna podpłynęła do niego w powietrzu, poprawiając swoje wielkie okulary.
- Coś się stało?
- Widzisz, Marto... - Nagle się zawahał. A co, jeśli Marta komuś powie? - Ale nie mów nikomu! - zastrzegł ostrym głosem.
Duch potaknął, wpatrując się w chłopaka uważnie.
- Chodzi o to... Ron… On mnie … Wyznał mi… Kocha mnie… Ale ja go nie. Draco mi pomógł. Całował mnie i dotykał… Ja… - Westchnął, ubolewając nad swoją elokwencją.
- Kto ci to zrobił? – zapytała dziewczynka nie rozumiejąc nic.
- R-ron… - powiedział cicho. Zebrał w sobie wszystko co chciał i na jednym tchu, wyrzucił to z siebie. – On wyznał mi miłość, lecz ja go nie kocham, zezłościł się, zaczął krzyczeć, a potem… - przerwał na chwilę, nie mogąc tego powiedzieć. Westchnął ciężko. – A potem próbował mnie… Zgwałcić. Może nie umyślnie, bo opanowała go zazdrość, ale to i tak się liczy.
- No a co z Draco? – zapytała również i o to, gdyż interesowało ją to, skąd chłopak wziął się w tej historii.
- Mieliśmy się spotkać. I w drodze na nie, zobaczył nas. On mi pomógł. Jestem mu cholernie wdzięczny, ale jak zaczął, u niego w dormitorium, obrażać Rona, to zezłościłem się i powiedziałem mu parę, chyba niezbyt miłych rzeczy… - zakończył ze skruszoną miną.
- Ja Harry przepraszam, że jestem taka ciekawska, ale… Co mu powiedziałeś?
- Wykrzyczałem mu w twarz, że Ron był zdolny wyznać mi miłość, nawet w taki brutalny i okropny sposób, a on nie umie. Ale nie dałem mu spokoju, mówiąc tylko to. Dodałem jeszcze, że jest stworzony jak z kamienia… że nie umie kochać, nie wie co to miłość. A po tym… Wybiegłem z jego komnat.
- Źle postąpiłeś Harry, dobrze wiesz o tym. Nie powinieneś tego mówić, chyba że był jakiś konkretny powód. Chyba że… Leży ci coś na sercu, masz mu coś za złe...
Potter odwrócił wzrok. Nie chciał, by dziewczyna o tym wiedziała. To jest zbyt… prywatne. No ale co może być bardziej osobistego niż gwałt. Nic.
- Harry… Zaufaj mi. Postaram się Ci pomóc.  – zapewniła dziewczynka, widząc jego zamyśloną twarz. Chyba wie co się kroi.
- Pamiętasz Cedrik’a Diggory? – odpowiedziało mu potakujące kiwania głową. – On… On był moim chłopakiem. Kochałem go bardzo mocno. Łączyło mnie z nim wiele rzeczy. Od jedzenia po Quidditch’a. Wyznał mi miłość podczas pierwszego zadania w Turnieju Trójmagicznym. Wtedy również zrobiliśmy TO, po raz pierwszy. Zadanie wykonywała akurat Fleur, zaś Victor wyszedł na trybuny. Zostaliśmy sami. Pamiętam to tak dokładnie… Jakby to było wczoraj. Spotykaliśmy się coraz częściej, jak mieliśmy łączone zajęcia siedzieliśmy razem. Miłość kwitła a razem z nią, nasze szczęście. Przed wejściem do labiryntu w trzecim zadaniu, że jeśli któryś dotrze pierwszy do pucharu, to czeka na drugiego. Lecz spotkaliśmy się po drodze. Tym lepiej. Tak chociaż myślałem wtedy. Złapaliśmy za naczynie i przenieśliśmy się na cmentarz. Mnie złapał pomnik, a na polanę cmentarną wkroczył Gilzdogon. Wołałem do Cedrik’a, prosiłem, – zamknął oczy, mówiąc wciąż, czując na policzkach cieknące łzy. – by sięgnął za ten cholerny świstoklik. Lecz się zawziął, że mnie nie zostawi. Wtedy… Wtedy Voldemort, małe zawiniątko, na rękach Śmierciożercy, kazał zabić go. I uczynił to… Avada trafiła w jego ciało… Wiedziałem, że już nigdy go nie ujrzę. Lecz gdy zaklęcia moje i odrodzonego Voldemorta, złączyły się, z różdżki gada wyszły cztery strumienie światła. Dwa z nich to moi rodzice. Mówili do mnie, a ja patrzyłem na kolejną łunę. Tym razem był to starszy człowiek, którego widziałem w moich koszmarach. Został ostatni… Wiedziałem kim będzie następna postać. Pojawił się on… Patrzyłem na przeźroczyste ciało Cedrik’a, w jego oczy. Widziałem w nich ból, lecz nie wywołany śmiercią. Tylko pozostawieniem mnie, nie posłuchaniem moich próśb i krzyków. Poprosił bym zabrał jego ciało do jego ojca. Podpłynął do mnie w powietrzu. Dokładnie pamiętam co powiedział. Rzekł Kocham cię i zawszę będę. Pamiętaj o tym. Przepraszam, że nie byłem dla ciebie lepszy. Lecz czekam. Zapytałem na co i gdzie. Odparł Na ciebie… W lepszym świecie, gdzie będziemy już zawsze razem. Nie śpiesz się. Nie daj się zabić Harry. Wtedy ostatni raz poczułem jego usta na swoich. Zniknął. Przerwałem zaklęcie i pobiegłem do świstoklika, po drodze łapiąc jego ciało. Czułem łzy spływające mi po policzkach. Kończyły one swą wędrówkę na twarzy Cedrik’a. Teleportowaliśmy się do Hogwartu. Resztę pewnie już znasz. Tamtej nocy obiecałem sobie, że już nigdy się nie zakocham, gdyż kochane osoby szybko odchodzą. – zakończył brunet, otwierając oczy i spoglądając na Martę.
Ona również płakała. Historia miłosna, piękna lecz tragiczna. Rodem z książki. Ale to się stało naprawdę. Nie w książce. Spojrzała za Harry’ego. Ujrzała blond czuprynę, patrzącą ze smutkiem i zarazem zszokowaniem w plecy Wybrańca. Mężczyzna podniósł na nią wzrok i nakazał by była cicho. Po chwili postać… zniknęła. Stała w jednym miejscu a po sekundzie rozpłynęła się w powietrzu.
- Coś tam widzisz Marto? – zapytał Harry, rozglądając się dookoła.
- Nie, nic, nic.  – odpowiedziała szybko. – A co z Draco? Co ta historia ma do niego? Czy… Czy nadal czujesz coś do Cedrik’a?
- Moja miłość… Nie. Zrozumiałem wreszcie, że odszedł i muszę się z tym pogodzić. Ale nie jestem pewien, czy jestem w stanie się zakochać. Lecz Draco… To mój przyjaciel, najlepszy przyjaciel. Uratował mnie przed Ron’em . Nie jestem pewien co do niego czuje, ale sądzę, że to raczej nie miłość. Przynajmniej tak… myślę. Chociaż zwierciadło Ain Eingarp widzi to inaczej…
- To ono jest jeszcze w szkole?
- Sprowadziłem je, specjalnie, żeby zobaczyć o czym marzę ja i Draco.
- Co w nim ujrzałeś? – zapytała rozglądając się dookoła, za blond głową.
- Ja… Ja nie mogę. Już za dużo powiedziałem. Przepraszam Marto, naprawdę. Ale bardzo mi pomogłaś… Od razu lepiej się poczułem. Tak jakoś… lżej. Ja już pójdę. Niestety czas na mój szlaban u Snape’a. Cześć – pożegnał się chłopak.
Dziewczynka uśmiechnęła się łagodnie i odpowiedziała tym samym. Sekundę po tym jak brunet wyszedł z łazienki, jej mina zmieniła się na zaciętą.
- Dobra. Możesz już wyjść. – powiedziała dziewczyna.
W miejscu w którym stał wcześniej Harry, ukazał się Malfoy, twarzą zwrócony do dziewczyny.
Patrzyli na siebie w milczeniu. W końcu Marta westchnęła ciężko, widząc, że chłopak łatwo się nie podda i sam gadać nie zacznie.
- Ile słyszałeś? – zapytała.
- Wszystko. – odpowiedział zamyślony. Wiedział, że między chłopcami był romans, ale myślał, że tylko łóżkowy. A tu… Okazuje się, że to wielka miłość. Jak Harry zaczynał o tym mówić, był taki szczęśliwy radosny… Merlinie, aż nie wiem co o tym myśleć…
- Chcesz porozmawiać? – zapytała Marta.
- Nie, chyba cię pogrzało. – powiedział kpiąco, po czym odkręcił się na pięcie i wyszedł z łaźni.

Co on teraz ma zrobić? Ma mu powiedzieć co czuje? Nie! Przecież go odrzuci… Sam mówił, że to nie miłość. Może nie tak samo jak wcześniej, ale nadal kocha Cedrik’a. Teraz jedyne co może zrobić, to pójść do profesora Snape’a i poprosić, by dzisiaj darował Potterowi jego szlaban. Ma przecież coś dla chłopaka do wytłumaczenia.

Koniec cz. 14

CDN.

piątek, 24 lutego 2012

Niestety...

Witam wszystkich. Jesteśmy zawiedzione, że nie zależy wam na nowych notkach... Co do ukazywania się nowych rozdziałów, jesteśmy bardzo uparte i nie damy za wygraną. W związku z tym jesteśmy zmuszone zawiesić bloga. Nie ma to po prostu sensu. Uważacie pewnie, że wymuszamy te komentarze, ale się mylicie. My najprościej w świecie chcemy widzieć, że ktoś czyta nasze wypociny. Nie po to męczyłyśmy się ten rok by otrzymać ledwie 10 komentarzy czy może nawet 15. Przykro nam i to bardzo, ale nie mamy wyjścia. To koniec naszej działalności, dopóki nie pojawi się pod najnowszym rozdziałem choć jeden komentarz. I to nie w stylu "Hej, ale sweet blog! Czekam na nexta". 


Dziękujemy za uwagę. Miłej nocy. 


Kostos i Saori121

środa, 1 lutego 2012

Życie nie ma happy end'u? cz. 13

Witam wszystkich. Oto nowy rozdział :). Chciałabym coś przekazać od Kostosi. Chce ona bardzo przeprosić, że jej ciągle nie ma, ale niestety komputer jej się zepsuł a rodzice nie chcą kupić nowego. I oczywiście podziękowania dla Rei od niej za pocieszanie gdy była załamanie i za trzymanie przy życiu :). 
Jeszcze jedna sprawa drodzy czytelnicy. Otóż, następnego rozdziału nie będzie dopóki nie pojawi się chociaż jeden komentarz. Nie będzie i kropka. Nawet jeśli miałabym czekać 2 lata i więcej. I mówię, że to nie ma być taki w stylu ' Ale słit blog, czekam na nexta', w żadnym wypadku nie uznaję takich komentarzy.
Dziękuję za uwagę :) Rozdział dedykowany Rei. Zapraszam do czytania.
 ----------------                                                
To nie miało tak wyglądać…
To miało być zwykłe wyznanie miłości…
To miał być normalny pocałunek…
To miał być fantastyczny dzień…
I to wszystko przez Malfoya. Tak sobie przynajmniej tłumaczył Ron. Ale czy to wina blondyna, to się zaraz dowiemy.

0o0o0o0o0o0o0o

Harry wszedł do pokoju wspólnego, po czym usiadł naprzeciwko Weasleya, z uśmiechem od ucha do ucha. Ron wiedział już, co się wydarzyło.
- Malfoy. – Bardziej oznajmił niż zapytał. To zbyt oczywiste…
- Aż tak widać? Haha!- zaśmiał się, przy czym wyglądał… tak niewinnie, słodko, a jego piękny męski głos, roznosił się po całym salonie. Ron nie mógł oderwać od niego oczu. Piękny myślał. – Nawet nie wiedziałem, że przeprosiny mogą mnie tak bardzo ucieszyć. – przestał się śmiać, lecz delikatny uśmiech pozostał na jego twarzy.
Siedzieli tak w ciszy, aż Harry klapnął rękami w uda, podnosząc się.
- Za godzinę wychodzę, więc nie obraź się, ale idę wziąć prysznic albo nawet 45-minutową relaksującą kąpiel. – powiedział uśmiechając się szeroko.
- A idź w cholerę. – odparł złośliwie w odpowiedzi  Ron, na co Potter go szturchnął. Zaśmiał się lekko. – A z kim idziesz, jeśli można wiedzieć?
- Um. Z Draco. – odpowiedział brunet, drapiąc się z tyłu głowy.
- Aha. I wszystko jasne. – mina Rona momentalnie się zmieniła. Była teraz poważna, lecz nie odzwierciedlała tego co naprawdę czuł. Był zazdrosny. Cholernie zazdrosny. Nie licząc kłótni chłopców, to niemalże całe dnie ze sobą spędzali. Harry zapomniał o nim, o wszystkich wspaniałych, ale i tych złych chwilach, spędzonych razem. Nawet teraz brunet bez słowa udał się na górę.
   Postanowione. Jak tylko Potter wyjdzie z łazienki, powie mu co czuje.


0o0o0o0o0o0o0o


Minęła godzina. Tak jak Harry mówił, jego kąpiel trwała 45 minut, zaś ubrał się w 10. Zszedł na dół, po czym szybkim krokiem, ruszył ku wyjściu z wieży Gryffindoru. Ron w ostatniej chwili zreflektował się, że to Potter.
- Ej, Harry! Czekaj! – krzyknął za nim rudzielec, podnosząc się z kanapy.
- Sorki Ron, nie mam czasu, zostało mi zaledwie 5 minut.
- Pieprzony Malfoy! – mruknął cicho do siebie Weasley. Rzucił czytaną właśnie książkę na kanapę, po czym ruszył za Wybrańcem. Zdążył go dogonić przy zakręcie do lochów. Złapał wtedy Pottera za nadgarstek i odwrócił twarzą do siebie.
- Co ty wyprawiasz!? – warknął brunet, usiłując się wyrwać, lecz Weasley był za silny. – Pu-puść mnie! Co się z tobą dzieje?! – krzyczał zezłoszczony.
Ron nie zwracając uwagi na to co Wybraniec mówił, przyszpilił go do ściany, szepcząc mu do ucha:
- Już dawno chciałem ci to powiedzieć… Harry ja… Kocham Cię. Od dawna, od 3 roku. Lecz wtedy nie byłem do końca pewny. Ale teraz jestem. – odsunął się od jego ucha, by potem zbliżyć do ust. Czuł na wargach urywany oddech chłopaka, który wziął za oznakę podniecenia. Lecz pomylił się. Harry położył mu dłonie na klatce piersiowej i starał się go odsunąć.
- Ja Ron… Ja nie czuję tego co ty… Ja muszę już iść. – wyjąkał Potter, wyślizgując się z pod rudzielca. Ruszył szybkim krokiem, lecz nie dane było mu pójście.
- Tak?! Nie czujesz tego co ja?! Co?! Malfoya wolisz?! Tego śmiecia?! – warknął rozwścieczony i zazdrosny Ron, na powrót przyciskając chłopaka do ściany. – Czemu akurat w nim, Harry?!
- J-ja nie…
- Nie kłam! – wrzasnął – Czy on cię kocha?! Nie! Ja cię kocham! – i by potwierdzić te słowa, wpił się w jego usta, zaś ręką zaczął pieścić, przez spodnie, męskość chłopaka.
- Nie! Nie, proszę, nie! Ro…- krzyczał Harry, gdy Weasley obcałowywał mu szyję, lecz rudzielec w porę usłyszał, że Potter chce wymówić jego imię, więc ustami zatkał wargi bruneta.
Jego umysł był zaćmiony pożądaniem. Pragnął Harry’ego, jego ciała, jego ust… Jego całego. Zatracony w tylko swoją przyjemność z tego pocałunku, nie słyszał błagań Pottera, by przestał. Mimo, że Wybraniec był całkowicie bierny, to i tak czuł się niesamowicie. Do czasu…
Do czasu, gdy od ciosu pięścią, upadł na ziemię. Czyja była owa pięść? Otóż… Malfoya. Stanął on nad nim i zaczął go bić, przy okazji wyzywając od najgorszych. Podczas zadawanych mu ciosów, zdawał sobie sprawę co zrobił Harry’emu. Po mimo tego wszystkiego, chłopak stanął w jego obronie. Blondyn podnosząc się, szepnął mu kilka miłych słówek i odszedł z Harry’m…

Leżał tak na podłodze, wpatrując się w sufit. Krew ciekła mu po twarzy z pulsującego tępym bólem, nosa. Co w niego wstąpiło, by tak zrobić? No tak… Cholerna zazdrość. Tak bardzo kocha Pottera, że nie mógł znieść myśli, by brunet był z kimś innym. Jakże idiotyczny pomysł wpadł mu wtedy do głowy. Myślał, że przekona do siebie Pottera, poprzez, o ironio, gwałt. Aż parsknął cichym śmiechem, wypluwając trochę krwi na posadzkę. Nagle do jego uszu dotarł dźwięk trzepoczących szat, a kilka sekund później, nad nim pojawił się Snape.
- Weasley, normalnie przeszedłbym obok ciebie, nie zwracając uwagi na twoją zakrwawioną gębę, lecz leżysz pod moimi lochami, więc jestem zmuszony ci pomóc, prowadząc do Skrzydła Szpitalnego. – powiedział obojętnym głosem podnosząc chłopaka z ziemi.
- Ależ, profe…
- Nie ma żadnego ale. – przerwał mu Severus. – Następnym razem minę cię obojętnie i będziesz tak gnił leżąc na zakrwawionej podłodze. Więc teraz się ciesz, że w ogóle chcę ci pomóc. Ruchy! Nie wlecz się tak!


Ron uśmiechnął się. Mimo jadowitego głosu Snape’a, to przecież mężczyzna mu pomógł. Wie, że to nie jest nic wyjątkowego, ale liczy się sam gest. I z takim uśmiechem doszedł do Skrzydła Szpitalnego, gdzie czekał na niego niesamowity ból i cierpienie, czyli w skrócie, naprawianie nosa.






                                               CDN
                                                 
                                           Koniec cz. 13 

niedziela, 15 stycznia 2012

Życie nie ma happy end'u? cz.12

Witam wszystkich :) Tak jak obiecałam nowa notka w tym tygodniu ;) Myślę, że wam się spodoba ;)



– Harry, porozmawiaj ze mną! – krzyknął Draco za chłopakiem, który, po tym, co miało miejsce chwilę temu, najzwyczajniej w świecie odwrócił się na pięcie i począł odchodzić. – Potter, kurwa! – wrzasnął, po czym złapał go za ramię, odwracając twarzą do siebie. Patrzył na Harry’ego złym, a zarazem smutnym, zranionym wzrokiem. Nie było miłe widzieć, jak jego miłość, ignorując go, idzie sobie, czyli… Ucieka? Tak chyba można to nazwać. Ucieka od rozmowy od kilku tygodni, nawet nie zaszczycając Dracona choćby jednym spojrzeniem czy słowem… – Wysłuchaj mnie, proszę.
Merlinie, zachowuje się jak jakiś bohater telenoweli dla nastolatek i ich babć… I co, pewnie ma paść przed Wybrańcem na kolana, błagając o wybaczenie, a ten, w akcie wielkiego wzruszenia, także klęknie przed nim, przytulając Dracona i płacząc z ogromnej radości, by na koniec niespodziewanie pójść z Malfoyem do łóżka oraz żyć długo i szczęśliwie! Taa… Genialne. Po części chciałby tego, ale to tam mały szczegół.
Harry spojrzał mu w oczy, mówiąc cicho:
– Słucham…
– Ja rozumiem, że źle zrobiłem wtedy w sali i bardzo za to przepraszam… Ale przez taką błahostkę zacząłeś mnie olewać… To boli, rozumiesz, Harry? Boli. Jesteś dla mnie ważny, zależy mi na tobie. Te chwile, które z tobą spędziłem, były wspaniałe i nie chcę tego stracić… – zakończył, trzymając chłopaka za rękę. Harry w odpowiedzi przyciągnął do siebie, przytulając mocno. Po chwili przyjemnej ciszy, Potter zaczął mówić, przyciśnięty do klatki Dracona:
– Ja też chcę przeprosić. Zachowałem się nieodpowiednio, zostawiając Cię samego. Na dodatek bezczelnie ignorowałem wszystko, co było związane z twoją osobą. Również olałem Parkinson i Zabiniego, którzy przyszli prosić, bym pogadał z tobą… Jest mi strasznie przykro – skończył, przyciskając się mocniej do Malfoya.
Draco zaś myślał nad tym, co zrobili dla niego Pansy i Blaise. Dla nich to było wielkie poświęcenie, gdyż nienawidzili Pottera z całego serca, ale poszli do niego z prośbą.
Kochani… Muszę im podziękować.
Czochrając włosy Harry’emu, z uśmiechem odsunął go od siebie.
– Muszę coś załatwić. Spotkajmy się tutaj za półtorej godziny. Pa! – powiedział na odchodne.
 
****
 
Wszedł do lochów, zauważając dwójkę przyjaciół. Podszedł do drzwi swojego dormitorium, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
– Zabini! Parkinson! – krzyknął do owej dwójki, która ze zdziwieniem podeszła do niego. Stanęli przed nim, czekając co powie. Ten zamiast mówić, rzucił się im na szyję, szepcząc ciche: „Dziękuję”. Oni odpowiedzieli mu mocniejszym uściskiem. Trochę byli zdziwieni jego zachowaniem, gdyż Draco nigdy nie dziękował ani nie przepraszał. Odkąd zaczął się przyjaźnić z Potterem, wszystko uległo zmianie. Z jego serca zniknął lód, a milsze zachowanie wraz z uśmiechem gościły u niego teraz non stop. Aż dziwne, że taką zmianę u blondyna wywołał nikt inny, ale Harry Potter.
Oderwawszy się od nich, szybko poprawiając szatę i fryzurę, przybirał beznamiętny wyraz twarzy. No tak. Niektóre rzeczy się nie zmieniają.
– Zapraszam do mojego dormitorium. Muszę z wami porozmawiać. – Odezwał się, po czym, wypowiadając hasło, wkroczył do pomieszczenia. Ruchem ręki nakazał im siąść na kanapie. Kulturalnie, jak na właściciela „mieszkania” przystało, zapytał, czy życzą sobie coś do picia. Chłopak odmówił, zaś dziewczyna poprosiła o lampkę wina. Draco wezwał jednego skrzata, każąc mu przynieść to, co chce Pansy, a dla niego czarną kawę. Stworzenie zniknęło i po kilku sekundach wróciło wraz z napojami. Blondyn odegnał skrzata, a potem usiadł w fotelu naprzeciwko dwójki przyjaciół. Westchnął ciężko i zaczął mówić:
– Pamiętacie tę nową Gryfonkę, Saori?– zapytał. Odpowiedziały mu przytakujące kiwnięcia głową. – Ona napadła na mnie i Harry’ego w korytarzu na czwartym piętrze. Pojawiła się znikąd, w chmarze czarnego dymu… To jeszcze nie koniec. Wtedy, gdy próbowałem się … zabić, to ona manipulowała Potterem. Wiecie, że normalny czarodziej nie może tak zrobić. Przecież zawahają się użyć Niewybaczalnego. Dzisiaj wreszcie dowiedziałem się prawdy… Shelyang jest Śmierciożerczynią.  I mam pewne przypuszczenie… W Wielkiej Sali pierwszego września, podczas kolacji, widziałem czerwony błysk w jej oczach. Na początku myślałem, że mi się zdawało, lecz po oglądnięciu w myślodsiewni snu Harry’ego, byłem pewny. Ona … Ona jest córką Voldemorta!
Kielich wypadł z ręki Parkinson, roztrzaskując się na setki małych kawałeczków. Zaś dziewczyna siedziała z szeroko otwartymi oczami.
– Ale… Ale skąd taka pewność?! Draco, to jest niemożliwe! Czarny Pan nie związałby się z nikim! – Krzyknęła Pansy. Z jej oczu można było wyczytać strach.
– W śnie Harry’ego, na samym końcu kobieta Z CZERWONYM BŁYSKIEM W OCZACH – podkreślił – mówiła: „Tak, ojcze”. Nikt inny, prócz Voldemorta, nie ma takich oczu! Ups! Zapomniałem! Przecież jest jeszcze dziewczyna, ŚMIERCIOŻERCZYNI, w takim wieku, że mogłaby być CÓRKĄ CZARNEGO PANA!
Pansy zamilkła. Draco miał rację. Malfoy upił trochę kawy, po czym wstał i ruszył do wyjścia.
– Niestety, muszę was wyprosić, gdyż czas mnie goni.
– Spotkanie z Harrym? – zapytał Zabini, stojąc już z Pansy poza pokojem.
– Dokładnie.
 
 
****
 
– Nie! Nie, proszę, nie! Ro…– Usłyszał krzyk, który po chwili został przytłumiony, zgadując, ręką. I to nie było wołanie byle kogo… To Harry!
Draco ruszył biegiem w stronę głosu. Jeśli dobrze ocenił jego głośność, to wystarczy tylko skręcić w lewo.
Boże aby to nie było coś strasznego… myślał Draco. Skręcił… To, co zobaczył przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Harry został przyszpilony do ściany przez… Weasleya! Całował on Pottera, który był bierny na jego pieszczoty. Jedna ręka Wiewióra przetrzymywała ręce Wybrańca nad jego głową, zaś druga masowała krocze bruneta. Harry płakał… Płakał z tego wszystkiego. Jego przyjaciel robił mu takie coś… Był bezbronny. Jego drobna postawa, niemalże kobieca, nie dawała rady się bronić.
Draco zreflektował się, że zamiast powstrzymać Wiewióra, stoi, obserwując zdarzenie. Podszedł do nich szybkim krokiem i, z wielkim zamachem, przyłożył rudzielcowi. Ten, od ciosu, upadł, puszczając przy tym Harry’ego, który zsunął się po ścianie na ziemię. Rozwścieczony Malfoy stanął nad Weasleyem.
– Ty dziwko, gnoju jebany, jak śmiałeś go tknąć?! Co, szujo pierdolona?! Gwałcić ci się zachciało?! – mówił Draco z przerwami, gdyż zadawał Ronowi coraz to mocniejsze ciosy.
– Draco! Stój! Przestań! – krzyczał roztrzęsionym głosem Harry.– Już dość…
– Dość?! Nie widzisz, co chciał ci zrobić, a co już zrobił?! – krzyknął rozeźlony Malfoy. Na miejscu Harry’ego dobiłby wiewióra.
– Proszę … – szepnął Potter.
Malfoy posłusznie wstał. Lecz podnosząc się, wysyczał cicho do ucha Weasleya:
– Gdyby nie on, byłbyś już martwy.
Podszedł do Harry’ego, podniósł go z ziemi, po czym oboje odeszli.
 
 
 
 
                                               Koniec cz. 12
 
                                                        CDN

wtorek, 10 stycznia 2012

Urodziny Bloga ;)

Witamy was wszystkich w nowym roku i życzymy by był on szczęśliwy! Lecz dzisiaj to nie o tym będzie mowa. Otóż naszym tematem są Urodziny Bloga! Był to wspaniały rok, w którym ja wraz z Kostosią nauczyłyśmy się lepiej pisać opowiadania oraz jak trudne jest prowadzenia bloga. Mimo wszystkich trudności, udało nam się jednak podbić serca naszymi opowiadaniami wielu czytelnikom. Dziękujemy bardzo mocno za ten cały rok czytania naszych wypocin ;) Dzisiaj jednak zasmucimy was tym, że nie mamy opowiadania :/ Niestety, kochani nie wyrobiłyśmy się. Dzisiaj tylko przeprowadzę podsumowanie roku. 
A więc... Czytelników było tu aż 7791! Obserwują nas 2 osoby (pragniemy we dwie by ta liczba się powiększała ;)) Komentarzy zaś jest 17. To także dużo ;) Wraz z Kostosią opublikowałyśmy łącznie 29 notek, w czym są oczywiście 4 opowiadania + one-shoty. Najwięcej rozdziałów ma opowiadanie pt. : "Życie nie ma happy end'u?". 
Dziękujemy za uwagę! Jeszcze raz życzymy szczęśliwego nowego roku ;) Saori121 i Kostosia. Notka na pewno pojawi się w tym tygodniu :)