Uwaga!

Witam wszystkich stałych i nowych czytelników . Blog jest o tematyce Yaoi , czyli związku psychicznym jak i fizycznym między dwoma mężczyznami . Jak ci się coś nie podoba to w prawym górnym rogu jest krzyżyk , kliknij go sobie . Blog prowadzony jest przez Kostosię i Saori121.

Kontakt z Saori121 : E-mail : saori121@onet.pl GG: 6019041

Powiadamiamy o nowych notkach tylko na gg , więc w komentarzu podaj numer .
o tyle dziękuje .

czwartek, 29 marca 2012

Życie nie ma happy end'u? cz.15

W ramach długiego nieopublikowania żadnej notki, dodaję jeszcze rozdział Życia! :) Enjoy!
***

Dotarł pod lochy zdyszany. Biegł do gabinetu nietoperza, na odrabianie szlabanu i nie mógł się spóźnić, choćby sekundę. Aż strach myśleć, co by było gdyby nie przybył na czas. Spojrzał na zegarek. Zostało mu jakieś… 15 sekund. W głowie odliczał czas i korzystając z niego starał się wyrównał oddech, by mężczyzna nie poznał, że o mały włos dotarł by tu za późno. 5, 4, 3, 2, 1… I w gabinecie czarnowłosego rozległo się pukanie. Na zewnątrz słychać było głośne kroki oraz suwane meble. Drzwi przed chłopakiem zostały zamaszyście otwarte, a w nich stanął najgorszy koszmar tej szkoły. Severus Snape. Niegdyś pośmiewisko całego Hogwartu a teraz najstraszniejszy nauczyciel. W latach jego nauki poniżany był przez ojca Harry’ego, James’a Pottera. Severus chcąc zemścić się za wyrządzone mu krzywdy, stara się uprzykrzyć życie Wybrańcowi. Dlatego młodzieniec nie spodziewał się lekkiej kary za pyskowanie.
Snape trzepocząc szatami wszedł do wnętrza jego komnat. Ogień w kominku jako jedyny oświetlał pomieszczenie. Światło z niego padało na podsunięty, pod ścianę, stół, na którym leżało mnóstwo buteleczek z eliksirami do sprawdzenia oraz stosy kartkówek i sprawdzianów. Logicznie myśląc, będzie tu siedział Snape. Zaś pod przeciwną ścianą stał ogromny, brudny kocioł. Pół biedy gdyby zabrudzenia były świeże. Ale nie. Żeby utrudnić sprawę, Snape zadbał o to by były zaschnięte. Koło kotła, na ziemi leżał mały zmywaczek i jakiś płyn. Czyżby miał to czyścić ręcznie? No chyba go pogrzało! 
- Widać, że zauważyłeś co masz dzisiaj zrobić. Masz na to dokładnie… Godzinę. Do roboty! Już! – wrzeszczał czarnowłosy, siadając do stołu, biorąc biuro w dłoń, by potem sięgnąć po pierwszą kartkówkę. Po jego minie można było wywnioskować, że praca była fatalnie napisana. 


Harry podszedł do kotła. Ze skrzywioną miną, sięgnął po zmywaczek i nalał na niego płynu. Stojąc tak nad naczyniem, myślał skąd ma wziąć wody do mycia. Odwrócił się nieśmiało w stronę nauczyciela, mówiąc:
- Profesorze, a skąd mam wziąć wodę by namoczyć kocioł? – zapytał cicho.
- Gdybyś był mądrzejszy to byś wiedział, że jak nie przygotowałem jej dla ciebie, to będzie zbędna.
- A-ale jak ja mam to umyć bez wody?! – wykrzyknął zły.
- Normalnie, Potter. Żyłeś wśród mugoli, więc powinieneś wiedzieć, że można umyć naczynia bez użycia wody. Zapomniałem. Przecież jesteś tak samo tępy jak twój pieprzony tatuś. – wysyczał Snape, podchodząc do chłopaka.
- Nie obrażaj mojego ojca! Nie masz prawa! 
- Mam prawo, tak jak i on miał niby prawo poniżania mnie! Twój ojciec był zwykłą, parszywą, zakłamaną suką! 
- Skąd pan może to wiedzieć!? Nawet się z nim profesorze nie przyjaźniłeś! 
- Koniec Potter! Nie pyskuj, bo zwiększę Ci szlaban i utrudnię, tak, że nie starczy ci czasu i sił na nic innego , jak tylko moje kary! Bierz się do roboty, bo obiecuję, że zrobię jak powiedziałem! 
- Oczywiście, profesorze. – wydusił Harry zza zaciśniętych zębów. Chwycił na powrót zmywaczek w dłoń, zaczynając szorować kocioł. Zaschnięty brud nie był łatwy do zmycia, więc chłopak trochę się zmęczył. Przetarł nadgarstkiem pot z czoła, wzdychając ciężko. Merlinie, co on w tym gotował? Tak to śmierdzi, że śmiem myśleć, iż to były rzygi trolla! Ohyda! Myślał Potter. Ledwo powstrzymał odruch wymiotny, musząc włożyć głowę do środka. Wolał zacząć od najgorszego miejsca, czyli dna. Nagle wpadł na pomysł. Snape jest zajęty sprawdzaniem prac, więc nie zauważy jak użyje zaklęcia. Na szczęście umiał wykonywać magię niewerbalną. Sięgnął po cichu do kieszeni po różdżkę. Wyciągnął ją bezszelestnie. W momencie kiedy wypowiadał w myślach zaklęcie, z hukiem do klasy wpadł Malfoy. Zaalarmowany hałasem Harry odwrócił się błyskawicznie w stronę drzwi, mentalnie wypowiadając do końca formułkę niewerbalnego oraz kierując przypadkiem różdżkę w stronę Snape’a. Woda chlusnęła mu prosto w twarz. Mokry Severus ze złością odwrócił głowę, patrząc z furią na chłopaka. 
- Ty nędzny szczurze! – wrzasnął.
- Echem, przypominam, że właśnie wszedłem do twoich komnat Severusie. – chrząknął Draco. Patrzył beznamiętnym wzrokiem na swojego opiekuna. – Chciałem prosić, byś dzisiaj darował Potterowi jego szlaban, a następne niech odrabia u mnie. Będę z nich pisał sprawozdanie jeśli zechcesz.
- Tak! Bierz tego cholernego dzieciaka i znikajcie mi stąd! 
- Przepraszam, że się wtrącę, ale zostaję tu. Wolę szlabany u profesora Snape’a. – powiedział Harry, krzyżując ręce na piersi. Po tym co wykrzyczał Draco w twarz, nie chciał z nim gadać. Nie, nie dlatego, że się obraził. Nic z tych rzeczy! Tylko… czuł się zażenowany, że coś takiego mu powiedział. Przecież każdy kocha. On nie jest wyjątkiem. Nawet nie wiedział, czemu tak zareagował na obrazę Rona. 
- Nie masz tu nic do gadania! Ruszaj swój odwłok i wynoś się stąd! – wyganiał bruneta Snape.
Harry wstał pośpiesznie i wybiegł z gabinetu, nie chcąc dostać żadną klątwą. Kto jak kto, ale on był do tego zdolny. Stanął pod ścianą, znajdującą się naprzeciwko drzwi. Czekał na Draco. 
Blondyn w końcu po 5 minutach wyszedł z gabinetu. Stał chwilę pod drzwiami, patrząc niepewnie na Harry’ego. Wreszcie przemógł się i podszedł do chłopaka. Stał blisko. Bardzo blisko. Oboje patrzyli sobie w oczy. Stali w ciszy. Niekrępującej ciszy. 
- Jesteś na mnie zły? – zapytał Potter, przerywając milczenie.
- A wyglądam na takiego? – odpowiedział pytaniem Draco, uśmiechając się delikatnie.
- N-nie.
- Więc nie jestem zły. – zaśmiał się lekko blondyn, zauważając w oczach bruneta błysk radości. Kochał te oczy. Ten ich blask kiedy był wesoły, smutny, zły, gdy płakał, krzyczał, uśmiechał się… Są wyjątkowe. Ich wielkość i butelkowy kolor. Nie jedna kobieta a nawet chłopak mu zazdrości. 
- To co wtedy powiedziałem, to nie prawda. Każdy kocha i to na swój pokrętny sposób. Ty nie jesteś wyjątkiem. Może kochasz, może nie. To nie mój interes. 
- Mylisz się. Twój. 
- Niby czemu? – zapytał, unosząc brwi do góry, w geście zdziwienia. 
- Jesteś moim przyjacielem, powinieneś wiedzieć takie rzeczy.
- To znaczy, że Pansy i Blaise’owi też o tym mówisz. – stwierdził Potter, patrząc na usta Dracona, które były blisko jego. Są one takie… Kuszące. Jego usta nie były ani za małe, ani za duże. Tylko idealne. Górna i dolna warga, były jednakowej wielkości. Żadnego śladu popękanej, choćby jednej, części ust. Pewnie używał wazeliny czy błyszczyku. Haha, paniczyk. Na powrót spojrzał w oczy blondyna, uśmiechając się lekko.
- Nie. Im wyjątkowo nie. Nie widzę potrzeby, by wiedzieli o takich rzeczach. – odpowiedział, po chwili namysłu. 
- Haha, czemu? – zaśmiał się brunet.
- Nie wiem jakoś tak. Oj tam! Nie ważne. – powiedział Malfoy, napuszając się. 
Teraz Harry śmiał się w głos, na widok jego miny. Po chwili patrzenia na Pottera jak na idiotę, który uciekł z wariatkowa, dołączył się do niego. Zaraz jednak się uspokoili. Harry patrzył na każdy detal postaci blondyna, by w końcu znów dotrzeć do ust. Nie mogąc się już dłużej powstrzymywać, sięgnął dłońmi do jego  twarzy, przyciągając Dracona do pocałunku. Gorące wargi złączyły się ze sobą. Fala ciepła rozeszła się po ciałach chłopców. Oboje znali to uczucie, czekali w zniecierpliwieniu od dawna, by znowu to poczuć. W końcu pocałunek przerwał Harry. Z lekkimi rumieńcami odezwał się: 
- Przepraszam Draco. T-to nic nie znaczy. Przepraszam. 
Malfoy usłyszał słowa bruneta, lecz nadal nie otwierał oczu, rozkoszując się pozostawionym smakiem ust Pottera. Czuł… Czekoladę pomieszaną z miętą i… mandarynkami? Uwielbiał je. I zaczyna je coraz bardziej lubić, wiedząc, że chłopak nimi smakuje. 
- To co? Idziemy odrabiać ten szlaban? – odezwał się cicho Potter. 
- Tak, jasne. – odpowiedział lekko zawiedziony chłopak. Nic nie znaczy… Może dla Harry’ego nic, ale dla niego wiele. 
Ruszyli w stronę jego dormitorium, wesoło rozmawiając, nie czując już skrępowania incydentem, który miał miejsce przed chwilą. 


----- 


Snape siedział podenerwowany w gabinecie, sącząc ze szklanki Whiskey. Jeszcze złość mu nie przeszła od szlabanu Pottera. Cholerny dzieciak! Taka sama sierota jak Black. Są siebie warci. Jaki ojciec chrzestny taki i chrześniak. Argh!  Na samą myśl o łapie ogarnęła go większa wściekłość. Trzymaną w ręku szklankę obracał, by po chwili rzucić nią z całej siły w ścianę. W tym momencie pojawiły się dwa skrzaty. Jeden wziął się za sprzątanie rozbitego szkła, a drugi nieśmiało podszedł do niego z małą fiolką eliksiru trzeźwiejącego. 
- Panie… - odezwało się cicho stworzenie. 
- Czego chcesz? – warknął na nie. 
- Mam za zadanie, przekazać panu, że dyrektor Albus Dumbledore wrócił do Hogwartu i chce pana zaraz u siebie widzieć. Żeby zapobiec pańskiej kompromitacji, pozwoliłem sobie, przynieść eliksir trzeźwiejący. – zakończył, podając Snape’owi fiolkę. 
- Mądrze. A teraz znikaj. – pochwalił. Jednym haustem opróżnił buteleczkę, czując, że trzeźwieje. Wszedł do kominka, sypnął proszkiem Fiu i wykrzykując miejsce przenosin, zniknął. 


Pojawił się w dużym kominku. Strzepując popiół z szaty, patrzył na dyrektora. 
- Witaj Severusie. Musimy porozmawiać. Wiesz o czym. Zapraszam. 




Koniec cz. 15 


CDN

Od łóżka, poprzez łańcuch, do... twych ramion. cz.1 'Wspomnienia'

Witam. Oto nowy rozdział, nowego opowiadania, w którym rozdział dawno nie był dodany. Mam nadzieję, że zmiana fabuły spodoba wam się. Więc zanim przeczytacie to, zapraszam na prolog ;) Enjoy!
****

Anglia, centrum Londynu. Dookoła stało mnóstwo blokowisk odnowionych lub nie, a między nimi krążyły tłumy ludzi. Śpieszyli się do prac, do szkół albo szli przed siebie, nie wiedząc dokąd zmierzają. W centrum słychać było szmery rozmów oraz głośne dźwięki klaksonów zniecierpliwionych kierowców, niemogących wytrzymać stania w korku. Na ulicy co poniektórzy usłyszeli krzyk dochodzący z otwartego okna nowego, beżowego bloku…
- Malfoy, kurwa! – wrzasnął Potter, odziany jedynie w ręcznik, przepasany na biodrach. Spod stopy wyjął metalowy przedmiot, który okazał się pęsetką. Wyciągnął to przed siebie, na długość ręki. – Co to? Co to, kurwa, jest? – machał nią przed twarzą blondyna. 
Ten zaś spokojnie, wyjął mu pęsetę z ręki i zaczął mówić jak do idioty:
- To jest sprzęt nazywający się pęsetą, służy on do regulowania brwi lub wyrywania zbędnych, pojedynczych włosków z twarzy. 
- To, to ja wiem! Ale co to tu robi, w dodatku na podłodze!?
- No chyba nie myślisz, że te brwi same się uregulują. – powiedział, pokazując na nie. 
Harry w odpowiedzi warknął coś cicho i sięgnął po swoją kawę, mówiąc:
- Piękniś.
Malfoy odwrócił ku niemu głowę.
- Co proszę? 
- Piękniś! Ubierasz się w najdroższe garnitury, we włosy wklepujesz chyba z pięć odżywek i do tego jak ostatnia baba regulujesz sobie brwi. To nie jest normalne moim zdaniem. – powiedział Harry, czekając na reakcję. 
- Po prostu dbam o siebie. W ogóle, co cię to interesuje. Moje ciało, moja sprawa. Chyba, że… - zaczął chłopak, zbliżając się do współlokatora. - … Cię kręcę. – zakończył, stojąc zaledwie metr od bruneta. 
Patrzyli sobie w oczy, czując coś dziwnego. I to nie jest związane z byciem aż tak blisko siebie. Uczucie jakby déjŕ vu. Cała sytuacja wydawała się znajoma. Te oczy, ta bliskość… 
- Czy my się już kiedyś nie spotkaliśmy? – zapytał Potter, jeżdżąc wzrokiem po sylwetce blondyna. Był zgrabny. Mimo lekkiego wcięcia w pasie, jak u kobiety, nie odbierało mu to męskości. Biała, delikatnie opinająca ciało, koszulka idealnie leżała na chłopaku. Było przez nią widać lekkie zarysy mięśni. Z powrotem spojrzał na twarz. Wydawała się taka znajoma, lecz za cholerę nie mógł sobie przypomnieć skąd ją zna.
Zdumiony Malfoy, patrzył wielkimi oczami na bruneta. 
- Co? 
Harry wyślizgnął się spod chłopaka i kierując się w stronę łazienki, mruknął:
- Nie ważne.
Wszedł do toalety, po czym zamknął za sobą drzwi. Oparł się o drzwi, szukając wzrokiem czegoś w pomieszczeniu. W końcu znalazł. Podszedł do parapetu, sięgając zza wazonu różdżkę. Dobrze, że Malfoyowi nie zachciało się do łazienki, bo by ją znalazł i byłaby lipa. W świecie czarodziejów prócz używania magii w obecności mugolów, zabronili także uświadamiać czymże ona jest i pokazywanie magicznych artefaktów. Za te przewinienia również wprowadzili surowsze kary. Przestępców za praktykowanie magii i opowiadanie o niej w towarzystwie mugoli, karzą zabraniem różdżki oraz zdolności czarowania, pozostawiając w azkabanie na dobre 10 lat. Chęć panowania nad zwykłymi ludźmi całkowicie opanowała teraźniejszego Ministra Magii, Korneliusza Knotta. 
Harry parsknął cicho. Przypomniały mu się czasy Hogwartu. To jak Knott obawiał się o swoje stanowisko, że Dumbledore mu je zabierze. Głupota! Albus’owi nie było w głowie zabieranie posady Korneliuszowi. Wolał swoją starą pracę… Bycie dyrektorem Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Kochał dzieci i wszystkich pracujących tam nauczycieli, i nie chciał się z nimi rozstawać. Przynajmniej tak mówił… Ale mógł go o to zapytać. Po ukończeniu szkoły przez Pottera, mężczyźni zostali dobrymi przyjaciółmi. Jeśli jeden z nich czegoś potrzebował, zwracał się do drugiego. Harry pamiętał jeszcze swoje przygody z Hermioną i Ronem. To były niesamowite przeżycia. Najlepiej z nich pamiętał pająki w Zakazanym Lesie oraz… Walkę z Voldemortem. Pamiętał co czuł w momencie złączenia się rdzeni ich różdżek. Ten śmiertelny strach, że zginie, że zawiedzie wszystkich, że… Właśnie. Że? O tym zapomniał. A może o kimś? Ta walka jest po części pusta… Zapomniana. Tak jak wszystkie lata w szkole. Po przyjeździe na peron Hogwartu, udali się nad jezioro, przez które przepłynęli łodziami. Następnie weszli do szkoły, gdzie powitała ich profesor McGonagall, poszła gdzieś. Podczas jej nieobecności rozmawiał z Ronem a potem… Biała plama. Nic nie pamiętał… Po tym weszli do Wielkiej Sali, gdzie odbyła się ceremonia przydziału. Albo moment Turnieju Trójmagicznego. Poszedł powiedzieć Cedrik’owi jakie jest pierwsze zadanie, następnie spotkał Rona z którym był skłócony. Kolejna biała plama. Dalej już nic nie pamiętał do chwili rozmowy z profesorem Moody’m w jego gabinecie. Chociażby wtedy myślał, że był to mężczyzna, za którego go uważał… Wiele jeszcze było takich wspomnień, gdzie było od groma luk. I jeszcze ten Malfoy… Skądś go znał, kojarzył, ale za nic nie mógł sobie przypomnieć skąd. 
Jak przez mgłę słyszał walenie i krzyki do drzwi. W końcu ocknął się i otworzył je. Ujrzał za nimi rozzłoszczonego blondyna. 
- Co ty tam, do cholery, robiłeś? – zapytał niebieskooki, przytupując nerwowo nogą. 
 Harry uśmiechnął się kpiąco, patrząc prosto w oczy Draco. 
- Na pewno chcesz wiedzieć, Malfoy? Wiesz, mogę ci pokazać. – złapał za kant ręcznika, chcąc go zdjąć. Co jak co, ale ciała się nie wstydził. Po męczących ćwiczeniach na siłowni i jakże przyjemnych oraz wyczerpujących stosunkach z kobietami, nabrał mięśni. I to jakich…
Blondyn przejechał go dziwnym spojrzeniem od stóp do głów, aż w końcu zatrzymał się na twarzy.
- Chyba śnisz. Raczej nie lubię oglądać małych eksponatów, wolę większe. I jeszcze nie chcę stracić wzroku. – zakończył z kpiną niebieskooki, odwracając się szybko, starając ukryć swój rumieniec. Dlatego nienawidził swej cery! Niby taka wyjątkowa, blada, ale nawet najmniejszy rumieniec się na niej nie ukryje.
- Nie wiesz co tracisz. – powiedział Harry, zauważając coś w tylnej kieszeni chłopaka. Czyżby… różdżka? 
Nie, to niemożliwe. Gdyby był czarodziejem to pamiętałby go ze szkoły! Ale nie. Nie pamięta. A jak nie, to znaczy, że nie było go tam. 
Nagle na szyi chłopaka łańcuszek zacisnął się lekko. Instynktownie złapał się za niego. To był magiczny wisiorek, ale dokąd sięgał pamięcią to nie zachowywał się tak... Od chwili kiedy go dostał, nie zdejmował go z szyi. Jeśli dobrze pamiętał, to magiczne właściwości objawiały się wtedy, gdy było się w pobliżu osoby, którą darzymy... silnym uczuciem... - pomyślał Harry. Oparł się o stolik koło drzwi łaźni, od nagłego bólu głowy. W myślach widział scenkę, kiedy otrzymał naszyjnik. 


Były jego urodziny... Stał w wielkim zielono-srebrnym pokoju przed oknem, wpatrując się, z lekkim uśmiechem, w widok za nim. Stał tak myśląc, kiedy się zjawi oczekiwana przez niego osoba. Chwilę potem owa postać objęła go ramionami w pasie, całując lekko szyję. Odwrócił się twarzą do osoby, lecz... chłopak, nim okazała się ta postać, był rozmazany... Nie pamiętał jego twarzy... Ani imienia. Nic, nawet głosu. Niczego nie słyszał, ale wiedział co on mu mówi. 
- Dzisiaj są twoje urodziny, Harry. Żeby ci podziękować za te wszystkie chwile, w których byliśmy razem, gdzie mnie i moje humorki znosiłeś i wiele, wiele innych, lecz za dużo do wymieniania, tych mych cech wspaniałości. - zaśmiał się chłopak. Oczywiście nie słyszał tego, ale po sylwetce, można było się domyśleć. Gdy przeszła mu faza śmiechu, zza pleców wyjął małe, podłużne pudełeczko. Potter sięgnął po nie, otwierając. W środku na zielonej poduszeczce, leżał złoty łancuszek z zawieszką w kształcie węża. Zwierze było oplecione głową wokół wisiorka, zaś ogon był wygięty w kształt litery S. - To jest łańcuch uczuć. Jego moc polega na ciągnięciu swych właścicieli do drugiej połówki oraz na informowaniu ich o wyrządzanej krzywdzie bądź śmierci ukochanej osoby. Ale to nie wszystko. Na przykład znajdujesz się w tłumie i szukasz mnie. Naszyjnik poruszy się w tą stronę, po której jestem ja. Mój uczyni to samo. By to wszystko się ziściło, potrzeba dwóch łańcuszków. Ja mam drugi. - powiedział, wyjmując z pod koszuli taki sam naszyjnik. Wziął drugi z ręki Harry'ego, zawieszając mu go na szyi. - Chodź tu. - mruknął, przyciągając go za rękę. Ich identyczne łańcuszki, połączyły się w całość, tworząc wężowe serce, mieniące się zielenią i złotem, ukazując niesamowity widok dla obu chłopców.
- Kocham Cię... - szepnął Potter, zatapiając usta w delikatnym pocałunku z kochankiem...


To wspomnienie, jak wiele innych było nie pełne. Harry gorączkowo starał sobie przypomnieć wszystkie lata Hogwartu. Każde wspomnienie, każda myśl była połowicznie pusta lub osoba, jedna osoba miała zamazaną twarz! Teraz dopiero zdał sobie sprawę z tego, że ktoś mu kiedyś grzebał w myślach. I nie spocznie dopóki nie dowie się, kto tym osobnikiem był! 
Nie zdając sobie sprawy, z tego, że włosy mu magicznie falują od nagłego napływu emocji, a łańcuch na jego szyi coraz mocnej się zaciska z powodu...  

piątek, 2 marca 2012

Życie nie ma happy end'u? cz.14

Witam wszystkich. Dziękujemy za oba komentarze. Bardzo nas wzruszyły, mimo że nie były jakieś kosmiczne. Oczywiście bez obrazy ^^. Etheriel (za pomyłkę przepraszam...) to nic trudnego pisać komentarze. Wystarczy wyrazić najprostszymi słowami co ci się podoba a co nie. Anonimowej też dziękuję. Bardzo. W następnej notce bardziej się rozpiszę, gdyż w tej nie mogę, bo czas mnie goni.
Miłego czytania! ;)


***

Weszli do dormitorium Draco, gdzie blondyn posadził, drżącego, płaczącego Harry’ego na kanapie. Brunet siedział tak widząc pod zamkniętymi powiekami wszystko, co Ron zrobił. Pamiętał jego dotyk, pocałunki, usta na szyi… Mocniejsze dreszcze przeszły po ciele chłopaka, na wspomnienie o tym. Jak on mógł mu coś takiego zrobić? Zrozumiałby kogoś innego, ale nie Rona. On go kocha … Nie spodziewał się. Tak jak próby gwałtu. Ukrył twarz w dłoniach, mocniej płacząc. Stracił właśnie najlepszego przyjaciela. Ufał mu, kochał jak brata, a teraz… Nie. Nie jest w stanie nawet mu wybaczyć. Nawet jeśli by to zrobił, to i tak nie byłoby jak wcześniej.

Draco przestał obserwować chłopaka zmartwionym wzrokiem, by wezwać skrzata, każąc mu przynieść szklankę wody oraz z jego prywatnych zasobów, eliksir uspokajający. Po usłyszeniu rozkazu, stworzenie zniknęło, a po sekundzie pojawiło się wraz z płynami.  Blondyn wziął od zwierzęcia napoje i odegnał skrzata. Ukucnął przed Harry’m patrząc na niego smutnym spojrzeniem. Przeklęty Weasley! Merlinie, że też takiego człowieka musiałeś stworzyć! Postawił płyny na kanapie, obok bruneta, by potem odciągnąć dłonie Pottera od twarzy. Ukazały mu się czerwone od płaczu oczy i policzki, po których nadal ciekły łzy. Usta miał wykrzywione w podkówkę, wyrażającą smutek, żal i złość na świat, który zrobił mu wiele złych rzeczy, a zwłaszcza zabrał mu przyjaciela.
- Harry… - powiedział cicho Draco, kładąc mu rękę na policzku. Potter spojrzał mu w oczy załzawionym wzrokiem, by potem paść chłopakowi w ramiona. Blondyn objął go mocno, szepcząc mu do ucha kojące słówka. – Harry… Cii… Masz wypij to, poczujesz się lepiej. – powiedział, sięgając po flakonik z eliksirem. Wlał go do ust chłopaka, a po chwili dreszcze i szloch Pottera ustały. To mu pomoże chociaż na chwilę odciąć się od myśli na temat Rona. Brunet siedział teraz spokojny, między nogami Dracona. Patrzył na blondyna lekko zamglonym, lecz nadal smutnym wzrokiem. – Jak się czujesz?
- Lepiej, dziękuję. – odpowiedział obojętnym tonem. Nie mówiąc nic więcej, na powrót wtulił się w Dracona. Ten zdziwiony, siedział chwilę w bezruchu, by potem odwzajemnić gest chłopaka. To było miłe. Bardzo miłe. Lecz trochę dziwne. Nie spodziewał się, że Harry wróci do jego objęć, raczej wstanie i pójdzie gdzieś. Ale nie żeby narzekał. Tak było dobrze.
- I co dalej?
- Jak to, co dalej? – zapytał z niezrozumieniem Harry.
- No z Weasleyem.
- Nic. Po prostu to koniec. Nie jestem w stanie przyjaźnić się z nim… Przynajmniej nie wyobrażam sobie tego… Czułbym się tak… Tak dziwnie, niekomfortowo. Byłbym przerażony, że może powtórzyć swój czyn i tym razem doszłoby do czegoś więcej. Nie umiałbym się bronić. Tak jak i tym razem. Ale jak mógł mi to zrobić? On… On był moim najlepszym przyjacielem… - zakończył czując, że w oczach wzbierają mu się na nowo łzy. Zamrugał kilka razy, odganiając je.
- Nie był twoim przyjacielem, jeśli tak ci zrobił. Jest po prostu zwykłą obleśną świnią, pieprzonym sukinsynem pół-krwi. – Posumował twardo Draco.
Harry gwałtownie odsunął się od niego, wstając. 
- Bo mnie kocha! Zrobił to, bo mnie kocha! Może to nie było odpowiednie, tylko brutalne i chamskie, lecz wiem, że zależy mu na mojej osobie! Powiedział mi co czuje. Umiał mi powiedzieć. Miało wyjść tak dobrze i fajnie, ale jego zazdrość wszystko popsuła! Wiem, że teraz tak myśli! Popełnił błąd, to jasne! Ale przynajmniej umiał wyrazić swoje uczucia! A ty? Ty nie umiesz! Bo jesteś stworzony, jak z jakiegoś pieprzonego kamienia!  Nic nie czujesz! Nie umiesz kochać! Wcale! – wykrzyczał drżącym głosem, z cieknącymi na nowo, łzami. Po wyrzuceniu wszystkiego z siebie, odkręcił się na pięcie i wybiegł z dormitorium chłopaka, zostawiając go na ziemi z rozdziawionymi w zdziwieniu ustami.

Biegł. Biegł przed siebie, nie zwracając uwagi na łzy lecące mu po policzkach, czy ludzi, których mijał w pośpiechu. Nic go nie obchodziło. Chciał tylko zaszyć się w miejscu, gdzie nikt go nie znajdzie. Zwłaszcza Draco. Po tym co mu powiedział, jakoś nie miał ochoty go widzieć. Skręcił w lewo, by potem pchnąć wielkie drewniane drzwi. Wkroczył do Łazienki Jęczącej Marty. Podszedł do umywalek, które otwierały Komnatę Tajemnic. Odkręcił kurek z zimną wodą i ochlapał sobie twarz. Co się z nim działo? Czemu po tym co zrobił mu Ron, broni go przed Draco? Czemu w ogóle nawrzeszczał na blondyna? Wydawało się, że ma konkretny powód. Widział jak zachowuje się Malfoy, ale czemu mu nic nie mówi? A może się myli? Tyle pytań nasuwało mu się na myśl, lecz na żadne znalazł dobrej odpowiedzi…
W tym momencie pojawiła się Marta i widząc smutną minę Harry’ego, przybliżyła się lekko, spoglądając na niego z ukrycia. Potter spojrzał zielonymi, zapłakanymi oczami na Martę. Dziewczyna podpłynęła do niego w powietrzu, poprawiając swoje wielkie okulary.
- Coś się stało?
- Widzisz, Marto... - Nagle się zawahał. A co, jeśli Marta komuś powie? - Ale nie mów nikomu! - zastrzegł ostrym głosem.
Duch potaknął, wpatrując się w chłopaka uważnie.
- Chodzi o to... Ron… On mnie … Wyznał mi… Kocha mnie… Ale ja go nie. Draco mi pomógł. Całował mnie i dotykał… Ja… - Westchnął, ubolewając nad swoją elokwencją.
- Kto ci to zrobił? – zapytała dziewczynka nie rozumiejąc nic.
- R-ron… - powiedział cicho. Zebrał w sobie wszystko co chciał i na jednym tchu, wyrzucił to z siebie. – On wyznał mi miłość, lecz ja go nie kocham, zezłościł się, zaczął krzyczeć, a potem… - przerwał na chwilę, nie mogąc tego powiedzieć. Westchnął ciężko. – A potem próbował mnie… Zgwałcić. Może nie umyślnie, bo opanowała go zazdrość, ale to i tak się liczy.
- No a co z Draco? – zapytała również i o to, gdyż interesowało ją to, skąd chłopak wziął się w tej historii.
- Mieliśmy się spotkać. I w drodze na nie, zobaczył nas. On mi pomógł. Jestem mu cholernie wdzięczny, ale jak zaczął, u niego w dormitorium, obrażać Rona, to zezłościłem się i powiedziałem mu parę, chyba niezbyt miłych rzeczy… - zakończył ze skruszoną miną.
- Ja Harry przepraszam, że jestem taka ciekawska, ale… Co mu powiedziałeś?
- Wykrzyczałem mu w twarz, że Ron był zdolny wyznać mi miłość, nawet w taki brutalny i okropny sposób, a on nie umie. Ale nie dałem mu spokoju, mówiąc tylko to. Dodałem jeszcze, że jest stworzony jak z kamienia… że nie umie kochać, nie wie co to miłość. A po tym… Wybiegłem z jego komnat.
- Źle postąpiłeś Harry, dobrze wiesz o tym. Nie powinieneś tego mówić, chyba że był jakiś konkretny powód. Chyba że… Leży ci coś na sercu, masz mu coś za złe...
Potter odwrócił wzrok. Nie chciał, by dziewczyna o tym wiedziała. To jest zbyt… prywatne. No ale co może być bardziej osobistego niż gwałt. Nic.
- Harry… Zaufaj mi. Postaram się Ci pomóc.  – zapewniła dziewczynka, widząc jego zamyśloną twarz. Chyba wie co się kroi.
- Pamiętasz Cedrik’a Diggory? – odpowiedziało mu potakujące kiwania głową. – On… On był moim chłopakiem. Kochałem go bardzo mocno. Łączyło mnie z nim wiele rzeczy. Od jedzenia po Quidditch’a. Wyznał mi miłość podczas pierwszego zadania w Turnieju Trójmagicznym. Wtedy również zrobiliśmy TO, po raz pierwszy. Zadanie wykonywała akurat Fleur, zaś Victor wyszedł na trybuny. Zostaliśmy sami. Pamiętam to tak dokładnie… Jakby to było wczoraj. Spotykaliśmy się coraz częściej, jak mieliśmy łączone zajęcia siedzieliśmy razem. Miłość kwitła a razem z nią, nasze szczęście. Przed wejściem do labiryntu w trzecim zadaniu, że jeśli któryś dotrze pierwszy do pucharu, to czeka na drugiego. Lecz spotkaliśmy się po drodze. Tym lepiej. Tak chociaż myślałem wtedy. Złapaliśmy za naczynie i przenieśliśmy się na cmentarz. Mnie złapał pomnik, a na polanę cmentarną wkroczył Gilzdogon. Wołałem do Cedrik’a, prosiłem, – zamknął oczy, mówiąc wciąż, czując na policzkach cieknące łzy. – by sięgnął za ten cholerny świstoklik. Lecz się zawziął, że mnie nie zostawi. Wtedy… Wtedy Voldemort, małe zawiniątko, na rękach Śmierciożercy, kazał zabić go. I uczynił to… Avada trafiła w jego ciało… Wiedziałem, że już nigdy go nie ujrzę. Lecz gdy zaklęcia moje i odrodzonego Voldemorta, złączyły się, z różdżki gada wyszły cztery strumienie światła. Dwa z nich to moi rodzice. Mówili do mnie, a ja patrzyłem na kolejną łunę. Tym razem był to starszy człowiek, którego widziałem w moich koszmarach. Został ostatni… Wiedziałem kim będzie następna postać. Pojawił się on… Patrzyłem na przeźroczyste ciało Cedrik’a, w jego oczy. Widziałem w nich ból, lecz nie wywołany śmiercią. Tylko pozostawieniem mnie, nie posłuchaniem moich próśb i krzyków. Poprosił bym zabrał jego ciało do jego ojca. Podpłynął do mnie w powietrzu. Dokładnie pamiętam co powiedział. Rzekł Kocham cię i zawszę będę. Pamiętaj o tym. Przepraszam, że nie byłem dla ciebie lepszy. Lecz czekam. Zapytałem na co i gdzie. Odparł Na ciebie… W lepszym świecie, gdzie będziemy już zawsze razem. Nie śpiesz się. Nie daj się zabić Harry. Wtedy ostatni raz poczułem jego usta na swoich. Zniknął. Przerwałem zaklęcie i pobiegłem do świstoklika, po drodze łapiąc jego ciało. Czułem łzy spływające mi po policzkach. Kończyły one swą wędrówkę na twarzy Cedrik’a. Teleportowaliśmy się do Hogwartu. Resztę pewnie już znasz. Tamtej nocy obiecałem sobie, że już nigdy się nie zakocham, gdyż kochane osoby szybko odchodzą. – zakończył brunet, otwierając oczy i spoglądając na Martę.
Ona również płakała. Historia miłosna, piękna lecz tragiczna. Rodem z książki. Ale to się stało naprawdę. Nie w książce. Spojrzała za Harry’ego. Ujrzała blond czuprynę, patrzącą ze smutkiem i zarazem zszokowaniem w plecy Wybrańca. Mężczyzna podniósł na nią wzrok i nakazał by była cicho. Po chwili postać… zniknęła. Stała w jednym miejscu a po sekundzie rozpłynęła się w powietrzu.
- Coś tam widzisz Marto? – zapytał Harry, rozglądając się dookoła.
- Nie, nic, nic.  – odpowiedziała szybko. – A co z Draco? Co ta historia ma do niego? Czy… Czy nadal czujesz coś do Cedrik’a?
- Moja miłość… Nie. Zrozumiałem wreszcie, że odszedł i muszę się z tym pogodzić. Ale nie jestem pewien, czy jestem w stanie się zakochać. Lecz Draco… To mój przyjaciel, najlepszy przyjaciel. Uratował mnie przed Ron’em . Nie jestem pewien co do niego czuje, ale sądzę, że to raczej nie miłość. Przynajmniej tak… myślę. Chociaż zwierciadło Ain Eingarp widzi to inaczej…
- To ono jest jeszcze w szkole?
- Sprowadziłem je, specjalnie, żeby zobaczyć o czym marzę ja i Draco.
- Co w nim ujrzałeś? – zapytała rozglądając się dookoła, za blond głową.
- Ja… Ja nie mogę. Już za dużo powiedziałem. Przepraszam Marto, naprawdę. Ale bardzo mi pomogłaś… Od razu lepiej się poczułem. Tak jakoś… lżej. Ja już pójdę. Niestety czas na mój szlaban u Snape’a. Cześć – pożegnał się chłopak.
Dziewczynka uśmiechnęła się łagodnie i odpowiedziała tym samym. Sekundę po tym jak brunet wyszedł z łazienki, jej mina zmieniła się na zaciętą.
- Dobra. Możesz już wyjść. – powiedziała dziewczyna.
W miejscu w którym stał wcześniej Harry, ukazał się Malfoy, twarzą zwrócony do dziewczyny.
Patrzyli na siebie w milczeniu. W końcu Marta westchnęła ciężko, widząc, że chłopak łatwo się nie podda i sam gadać nie zacznie.
- Ile słyszałeś? – zapytała.
- Wszystko. – odpowiedział zamyślony. Wiedział, że między chłopcami był romans, ale myślał, że tylko łóżkowy. A tu… Okazuje się, że to wielka miłość. Jak Harry zaczynał o tym mówić, był taki szczęśliwy radosny… Merlinie, aż nie wiem co o tym myśleć…
- Chcesz porozmawiać? – zapytała Marta.
- Nie, chyba cię pogrzało. – powiedział kpiąco, po czym odkręcił się na pięcie i wyszedł z łaźni.

Co on teraz ma zrobić? Ma mu powiedzieć co czuje? Nie! Przecież go odrzuci… Sam mówił, że to nie miłość. Może nie tak samo jak wcześniej, ale nadal kocha Cedrik’a. Teraz jedyne co może zrobić, to pójść do profesora Snape’a i poprosić, by dzisiaj darował Potterowi jego szlaban. Ma przecież coś dla chłopaka do wytłumaczenia.

Koniec cz. 14

CDN.